I oto mamy, proszę państwa, dziesiąte urodziny naszej wolności. Nigdy dotąd jako cały naród nie cieszyliśmy się tak długo wolnością.
Panie Premierze! Panie i Panowie ministrowie, tamtego roku byliście pionierami pierwszymi w przecieraniu dróg. Kiedy patrzę dzisiaj [...] na te wszystkie dokonania, które udało się rozpocząć, a nawet zrealizować w ciągu tych kilkunastu miesięcy, to mogę powiedzieć, że był Pan niewątpliwie najszybszym żółwiem w historii. [...]
Rozpoczynamy drugą dekadę. Jej początek jest dobry. Uzyskaliśmy członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim i gwarancje bezpieczeństwa, jakich jeszcze nie mieliśmy. [...] Solidarność to wielkie słowo i chcemy, aby było ono słowem naszego wspólnego działania na rzecz tych wszystkich, którym się jeszcze nie powiodło. [...] Czeka nas wielkie wyzwanie przygotowania kraju do członkostwa w zjednoczonej Europie. [...]
O naszej sile, o naszej pozycji w Europie zadecydują ludzie przygotowani do życia w nowoczesnym państwie, dobrze wykształceni. Dlatego tak ważna jest reforma oświaty. [...] Wprowadziliśmy tych reform kilka równocześnie. Wzięliśmy na siebie odpowiedzialność za nadrobienie zaległości, bo rządzący są odpowiedzialni nie tylko za dzisiaj, ale i za jutro. Kiedy rząd Pana Tadeusza Mazowieckiego zawahałby się przed trudnymi, niepopularnymi decyzjami, [...] nie byłoby dzisiaj pogodnych obchodów dziesiątej rocznicy urodzin wolności, naszej wolności. [...]
Drodzy młodzi przyjaciele!
[...] Pamiętajcie, warto mieć marzenia jak te, które w 1980 r. mieli wasi rodzice. Warto w nie uwierzyć i warto mieć odwagę je urzeczywistniać. Pamiętajcie, dyktatury trwają dzięki sile, demokracje trwają siłą charakterów.
Warszawa, ok. 13 września
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 1999.
Senat zatwierdził dzisiaj Konstytucję. Jesteśmy znów Rzeczpospolitą Polską, a nie Polską Rzeczpospolitą Ludową, orzeł w godle państwa odzyskał koronę, a PZPR nie jest już wiodącą partią w państwie. Po uchwaleniu Konstytucji, w Senacie odśpiewano Boże, coś Polskę i „Jeszcze Polska nie zginęła”. Polacy są wzruszeni, bo rzeczywiście nasza Ojczyzna staje się, a właściwie stała się w kończącym się roku państwem niepodległym. [...]
Wczoraj i dziś w bankach szaleństwo. Ludzie stoją w długich kolejkach na ulicy, żeby spłacić zaciągnięte kredyty czy zapłacić za zakup mieszkania, bo od 1 stycznia 1990 mają obowiązywać dużo wyższe procenty od kredytów oraz wyższe ceny mieszkań.
Warszawa, 30 grudnia
Jego nazwisko znał cały świat, ale dla Polaków był zawsze jednym z nas. Każdy z nas mógł być Wałęsą. Ale Lech jest tylko jeden.
Kiedy głosowaliśmy w czerwcu 1989 na wolną Polskę, na „Solidarność”, Lech Wałęsa ręczył za naszych posłów i senatorów. Nie wszyscy zobaczyli w Polsce, która wstała zza okrągłego stołu, Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. Stare wymieszane z nowym psuło smak zwycięstwa. Obawa przed niepewnym jutrem zagościła w wielu rodzinach. Czy stać nas jeszcze raz na solidarny zryw. aby dogonić świat? [...]
Uważamy, że Lech Wałęsa nie ma prawa uchylać się od służby publicznej. Jest Polsce potrzebny. [...]
Lech Wałęsa jako Prezydent wszystkich Polaków to: przyspieszenie demokratycznych przemian w kraju. przekreślenie grubej kreski, oddanie sprawiedliwości tym, którym ją zabrano, otwarcie przyszłości dla wszystkich, którzy chcą ją współtworzyć razem z nami, Polska wierna sobie i Europie. [...] wybierając Lecha Wałęsę wybieramy Rzeczpospolitą na miarę naszych oczekiwań!
ok. 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 401, 8 października 1990.
Po raz pierwszy, u schyłku mego życia, postanowiłem napisać list otwarty do Narodu – tego nad Wisłą i tego poza granicami, bo stały się teraz rzeczy zaprzeczające zdrowemu rozsądkowi. Myślę o wypadkach związanych z wyborami prezydenckimi z dnia 25 listopada br.
Oto Naród po tylu wysiłkach i ofiarach, stojący w przededniu utrwalenia swej suwerenności, zaczyna tracić rozsądek i popełniać rzeczy godzące w zdrowy rozum. Wydaje miażdżący wyrok na rząd Tadeusza Mazowieckiego, nie daje pełni zaufania Lechowi Wałęsie i wysuwa na drugie miejsce (1/4 oddanych głosów) nieznanego kandydata, pana Stanisława Tymińskiego, przybyłego z Kanady czy Peru, którego jedyną legitymacją jest przedstawienie listy wymaganych stu tysięcy podpisów.
Jakże to taki człowiek eliminuje wszystkich, poza Wałęsą, kandydatów, ludzi, którzy czynnie walczyli o możliwość takich właśnie wolnych wyborów? Nie należał on do tych, którzy szli drogą rozpoczętą przez Prymasa Wyszyńskiego, poprzez ruch „Solidarności” z Lechem Wałęsą na czele, aż po rządy Tadeusza Mazowieckiego, ponosząc ofiary bolesne, aby wyzwolić Naród z jarzma narzuconego przez system komunistyczny.
A teraz sięga po najwyższy urząd, jakim jest urząd Prezydenta Rzeczypospolitej.
Rzucenie jednej czwartej głosów na tego kandydata świadczy o tym, do jakiego stanu doszedł Naród polski i jakie stworzył niebezpieczeństwo w ostatecznej rozgrywce o suwerenność.
Nie można tego nawet nazwać frustracją, ale tragedią społeczeństwa, które nie umie znaleźć właściwej drogi w swych wysiłkach o demokrację.
Jestem głęboko wstrząśnięty tym wydarzeniem z 25 listopada. Wyrazem tego niech będzie ten list otwarty do Narodu nie polityka, ale starego żołnierza, niech będzie głosem otrzeźwienia, aby społeczeństwo polskie wyszło z odmętów, frustracji, i znalazło właściwą drogę, aby wysiłki o suwerenność nie poszły na marne.
Londyn, 28 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 450, 5 grudnia 1990.
Zwracam się do tych wszystkich, którzy poparli mnie w wyborach prezydenckich. Jest nas wielu: dwa i pół miliona. To wielka rzesza ludzi ożywionych wspólną wizją państwa, wizją demokracji. To rzesza ludzi gotowych do wysiłku na rzecz głębokiej reformy gospodarczej kraju i pragnących znaleźć dla Polski właściwe, bezpieczne miejsce w Europie.
Chciałbym, żeby ta wspólnota, która wytworzyła się wokół wyborów prezydenckich, przetrwała i rozwinęła się. Dlatego poprosiłem o utrzymanie naszych komitetów wyborczych Mamy nadal wspólny cel i wspólną pracę do wykonania. Trzeba umocnić koalicję ludzi, którzy poparli mój program, i zapewnić tej koalicji jak najpoważniejszy udział w życiu publicznym.
Pragnę, więc zaprosić do Warszawy, w najbliższą niedzielę, przedstawicieli wszystkich moich komitetów wyborczych. Przedyskutujemy formy organizacyjne naszego przyszłego działania i podejmiemy stosowne decyzje.
„Gazeta Wyborcza” nr 444, z 28 listopada 1990.
Panie prezydencie !
Staje pan przed ogromnym i trudnym zadaniem przewodzenia narodowi w tych niełatwych czasach, wspólnie z parlamentem, rządem, jego Instytucjami i z wszystkimi mieszkańcami. W swym przemówieniu noworocznym powiedział pan, że zaledwie kilka dni od objęcia prezydentury wystarczyło, aby poczuć ciężar zadań, ale dodał pan, że „mamy dość siły, dość wiary i możliwości, żeby zmienić Polskę. Zbudujemy wspólnie nowy ład gospodarczy... Stać nas na wiele... Niech Bóg błogosławi naszym zmaganiom”. Przypadł panu wraz z całym narodem trud przebudowy Polski – i to pod wieloma względami, bo kryzys dotknął moralności, ekonomii i polityki, dotknął po prostu człowieka. Dziś widzimy wyraźnie, że każde pokolenie musi rozwiązywać odważnie, mądrze problemy swojego czasu, że nie może obciążać nimi pokoleń przyszłych.
Sprawy Polski leżą mi bardzo na sercu w tych przełomowych czasach, a zwłaszcza gdy zbliża się moja czwarta pielgrzymka apostolska do Polski, do Polski nowej i demokratycznej. Daję temu wyraz przy każdej okazji, a zwłaszcza podczas środowych audiencji, kiedy zwracam się do wszystkich rodaków, modląc się z nimi i za nich i przypominając ewangeliczne zasady jakimi winni kierować się wszyscy, by zapewnić pomyślność swej ojczyźnie.
W takim też duchu na ręce pana prezydenta, składam życzenia wszystkim Polkom i Połakom, bez względu na ich wyznanie czy światopogląd. Życzę, aby wierność Bogu i najlepszym tradycjom, miłość ojczyzny – były światłem i drogowskazem w podejmowaniu wszystkich decyzji.
Troska zaś o jej dobro niech wyzwala mądre inicjatywy, konieczna jedność niech rośnie, szlachetnie, w pluralizmie. Wiemy, że to należy do dobrych tradycji przeszłości. [...] Byłoby wielkim przestępstwem, gdyby ktoś łub jakaś grupa chciała szukać własnych interesów, zwłaszcza teraz, gdy organizm Rzeczypospolitej jest tak osłabiony. W działaniu niech więc przyświeca wszystkim Połakom troska o wspólne dobro, które wszyscy winni realizować ofiarnie w duchu szczerości, otwartości, z odwagą moralną i polityczną, ku pożytkowi ojczyzny i całej rodziny ludzkiej. Wszystkie te sprawy pan, jako prezydent powołany na to stanowisko przez naród, uosabia w szczególny sposób. Zapewne czynił pan będzie wszystko, by być prezydentem wszystkich Polaków, trzeba też, by Polska czyniła wszystko co możliwe, by okazać się ojczyzną dla tych synów i córek, którzy od dawna lub w ostatnich latach, znaleźli się poza jej granicami.
Szczęść Boże, panie prezydencie.
Szczęść Boże dla pana i wszystkich rodaków.
Watykan, ok. 7 lutego
„Gazeta Wyborcza” nr 501, z 7 lutego 1991.
Kwestią społeczną naszych czasów i naszej sytuacji stał się totalitaryzm. Zwykle mówi się o nim jako o problemie ideologicznym czy politycznym. Myślę, że można, a nawet trzeba mówić o nim jako o kwestii społecznej, w pewnym znaczeniu nadrzędnej nad wszystkimi innymi, jakie w danym czasie występują. Ciśnieniu totalitarnego systemu komunistycznego, z którym mieliśmy do czynienia, poddane było bowiem całe życie społeczeństwa, wszystkich jego warstw.
W imię tego systemu popełniono zbrodnie. Po roku 1956 podjęto próbę przekształcania systemu. Różny więc w różnych fazach czy też wersjach tego systemu był stopień bezpośredniego czy pośredniego przymusu. Zawsze jednak ten totalitarny charakter systemu odbierał społeczeństwom decydujący wpływ na życie publiczne; z roli podmiotu stanowiącego o kształcie tego życia spychane one były do roli przedmiotu. Wszystkie inne kwestie społeczne występowały jakby w cieniu tej podstawowej cechy systemu komunistycznego narzuconego narodom środkowej i wschodniej Europy.
Można powiedzieć, iż ten totalitarny charakter systemu stanowi o jego niezgodności z naturą człowieka i społeczeństwa. I właśnie w tej niezgodności widzieć trzeba najgłębszą przyczynę niepowodzeń i upadku systemu komunistycznego w naszych krajach.
Watykan, 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 666, z 24 sierpnia 1991.
Przejście od systemu totalitarnego do systemu demokratycznego nie mogło się w Europie Środkowej i Wschodniej dokonać jednym skokiem. Chcę mówić tu o doświadczeniu mojego kraju i o moim własnym doświadczeniu.
[...]
W warunkach totalitaryzmu między państwem a jednostką czy pomiędzy więzią narodową a więzią rodzinną istniała jakby pusta przestrzeń albo też przestrzeń ta zagospodarowywana była przez struktury w znacznej mierze nieautentyczne. Teraz ta przestrzeń się wypełnia. Powstały w drodze wolnych wyborów samorządy lokalne. Powstają partie polityczne, nowe instytucje społeczne i gospodarcze. Ale dokonuje się to powoli. Przede wszystkim zaś z trudem następuje zmiana nastawień. Natykamy się jakby na pogrobowy rewanż totalitaryzmu: przyzwyczajenie do oczekiwana wszystkiego od państwa i obciążania go za wszystko odpowiedzialnością.
Państwo, które przestało być wszechwładne, ma być najwyższego rzędu strukturą polityczną służącą dobru wspólnemu. Państwo totalitarne było państwem partii, odczuwanym jako coś obcego, na co się nie ma wpływu. Przejście od postrzegania państwa w taki sposób do postrzegania go jako państwa własnego stanowi również ważny problem. Dokonuje się to wolniej, niż jest potrzebne dla zbudowania demokratycznego systemu. Tymczasem państwo, które przechodzi tak wielką i wszechstronną transformację, potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek siły społecznego zrozumienia, by spełniać swe funkcje, których przeznaczeniem jest dobro wspólne. Niebezpieczeństwo, które określa się mianem populizmu, jest tu najgroźniejsze, może bowiem prowadzić do społecznej destrukcji. Najogólniej można powiedzieć, że dawna siła państwa, siła wszechwładzy, przestała istnieć, natomiast świadomość obowiązków i praw, jakie niesie porządek demokratyczny, dopiero się kształtuje.
Najtrudniejsze, lecz zarazem najbardziej żywotne dla społeczeństwa problemy wyłania proces zmiany systemu gospodarczego. Przejście od systemu gospodarki upaństwowionej i kierowanej centralnie do gospodarki wolnego rynku nie ma dotychczas historycznych precedensów. Przywracanie systemu opartego na własności prywatnej jest zadaniem ogromnym i niezwykle złożonym. Jest to również powrót do rozwiązań zgodnych z naturą człowieka i społeczeństwa.
Watykan, 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 666, z 24 sierpnia 1991.
Staje się więc ta ziemia – warsztat pracy rolnika – ziemia, która rodzi i karmi, jakimś podobieństwem matki. Matka – ziemia. O ładnym innym warsztacie pracy nie podobna tak się wyrazić. A człowiek, który tę ziemię uprawia, czuje się – słusznie – bezpośrednim adresatem i mandatariuszem tych najstarszych słów samego Stwórcy wypowiedzianych do prarodziców: Czyńcie sobie ziemię poddaną.
[...]
Wiem, że chłop polski zaczyna znowu jakby tracić pewność siebie i nadzieję na przyszłość. Wzruszony bytem waszym listem z 8 maja tego roku, który przestaliście do Watykanu. Piszecie w nim o pewnym jakby wyczerpaniu życiowych sił naszego Narodu oraz o bolączkach waszego życia, do których należy rozszerzające się ubóstwo, szybkie bogacenie się jednych i brak perspektyw dla drugich. Ale macie też świadomość, że w Polsce dokonuje się wielkie przejście i trzeba ocalić dotychczasowe reformy, nadając im nowy wymiar w nadchodzących latach. „W suwerennej Rzeczypospolitej – tak piszecie – przebudowujemy ustrój społeczny na normalnych, demokratycznych zasadach. Staramy się wypracować właściwe rozwiązania gospodarcze”. Niech wam Bóg w tym szlachetnym wysiłku błogosławi.
Łomża, 5 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 598, z 5 czerwca 1991.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
[...]
W chwili obecnej przystąpienie ponowne do pracy nad ordynacjami wyborczymi wymagałoby jednak czasu i zapisany w Konstytucji termin ogłoszenia przez Prezydenta wyborów oraz data przeprowadzenia wyborów znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Uważam, że nie można jakimkolwiek grupowym interesom wyborczym podporządkowywać interesu Państwa. Wybory w październiku są nie tylko wymogiem konstytucyjnym, ale także odpowiadają potrzebom Rzeczypospolitej: jak najszybciej powinien pojawić się parlament powołany w demokratycznych i wolnych wyborach. Tą racją będzie się kierował Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna głosując ponownie za ordynacjami uchwalonymi przez Sejm i Senat.
Wyrażam też przekonanie, że żadne tzw. radykalne rozwiązania polityczne, które niektóre ugrupowania polityczne postulują przeciwko porządkowi konstytucyjnemu, nie znajdą poparcia Pana Prezydenta.
Pragnę Pana zapewnić, Panie Prezydencie, że Klub Parlamentarny Unia Demokratyczna odnosi się z najwyższym szacunkiem do Prezydenta RP i ufa, że wszystkimi działaniami Prezydenta kieruje i będzie kierować poszanowanie prawa, demokratycznych zasad życia publicznego oraz dobra wspólnego, jakim jest nasze państwo.
Bronisław Geremek
ok. 13 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 605, z 13 czerwca 1991.
W toku ostatniej, czwartej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II usłyszeliśmy od niego wiele myśli głębokiej mądrości, otrzymaliśmy dużo pouczeń i rad duchowych. Wszystkie te natchnione słowa, przyjmowane z największą uwagą i powagą zmodyfikowały w pewnym stopniu polski klimat duchowy.
Sytuacja w jakiej żyjemy, którą narzucił Polsce bieg historycznym wydarzeń, zostaje ta sama. Papież odleciał do Watykanu, a my zostajemy z naszymi trudnymi sprawami, które są naszą dolą. Musimy się sami z nimi uporać. Ale pewna zmiana klimatu duchowego daje nam większą dojrzałość, każe głębiej i poważniej popatrzeć na nasze problemy, sięgnąć do sedna sprawy.
[...]
Ostatnia wizyta Ojca Świętego kierowała myśl ku poprzednim. Przypominaliśmy sobie szczególnie szczery, spontaniczny entuzjazm pierwszej pielgrzymki, albo też prawdziwy szok i niewypowiedziane szczęście po ogłoszeniu wyników conclave 1978 roku. Cała Polska przeżyła wtedy coś na kształt historycznego wstrząsu.
[...]
Siłą rzeczy narzucały się myśli, aby te wartości w oddaniu wobec Ojca Św. zawarte zachować, ocalić, nadając im trwały walor moralny.
„Gazeta Wyborcza” nr 605, z 13 czerwca 1991.
Ujawniająca się prawda o polskiej gospodarce, niezależna od niczyjej politycznej woli, ale zgodna z rachunkiem ekonomicznym, niesie dla społeczeństwa wiele zagrożeń. Najważniejsze spośród nich to spadek dochodów realnych i bezrobocie. W ostatnich dniach protestowali kierowcy autobusów, nauczyciele, drogowcy, służba zdrowia, pracownicy przedsiębiorstw oczyszczania. Lista jest długa, większości chodzi o podwyżkę.
Rząd nie ma budżetu w ajencji, są tylko dwa doraźne sposoby, żeby wszystkie te żądania spełnić: albo wydrukować puste pieniądze i powrócić do kolejkowych ćwiczeń przed sklepami, albo podnieść podatki i środkami z tego tytułu obdzielić protestujących. Szukamy rozwiązań długofalowych w restrukturyzacji naszej gospodarki iw jej prywatyzacji, ożywienie muszą przynieść nowe inwestycje i wzrost eksportu.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
Polska kontynuuje reformy. Jest to konsekwencja zwycięstwa "Solidarności". Zmieniamy kraj i samych siebie. Szukamy rozwiązań, jak drogą ewolucji uporać się ze spuścizną gospodarczych absurdów i politycznych nieprawości.
Polsce potrzebne są wolne wybory parlamentarne. Zapowiedzianego na jesień ich terminu nie wolno odwlekać. Reforma nie może czekać na rezultat przewlekłych partyjnych sporów.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
Przedsiębiorstwa państwowe nadal dominują w strukturze polskiej gospodarki. Wiemy już, że mają trudności w przystosowaniu się do nowych reguł gry rynkowej. Ich dyrekcje, często pod wpływem doraźnej presji, wprowadzają w błąd załogę podnosząc wynagrodzenia, nie zastanawiając się nad przyszłością przedsiębiorstwa. Jest to działanie nieuczciwe wobec ludzi.
Rząd posiada program dostosowawczy dla przedsiębiorstw państwowych. Jest on elementem szerszego programu powszechnej prywatyzacji i w tych dniach przedstawiony zostanie społeczeństwu. Program powszechnej prywatyzacji za jeden z głównych celów – obok uwłaszczenia obywateli – stawia sobie uzdrowienie zarządzania przedsiębiorstwami. Będziemy umacniać pozycję dyrektora, w dużych przedsiębiorstwach oddzielone zostaną te składniki majątku, które są zbędne dla przede wszystkim utrzymania produkcji podstawowej, Tworzymy korzystne warunki do przejmowania ich składników przez pracowników w procesie prywatyzacji. Pozostawienie dotychczasowego funduszu płac przy dużym zmniejszeniu zatrudnienia pozwoli na realny wzrost wynagrodzeń i będzie znaczącym krokiem w odchodzeniu od popiwku. Tych, których miejsca pracy będą musiały być zlikwidowane, będziemy wspierać w ich przekwalifikowaniu i w poszukiwaniu nowych miejsc pracy.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
W imieniu rządu deklaruję wolę poważnego dialogu na temat reform. Kieruję tę ofertę do związków zawodowych i do sił politycznych. Jesteśmy otwarci na rozwiązania programowe, strukturalne i kadrowe. Nie rządowi, lecz reformom potrzebny jest dziś parasol ochronny. Nie boję się sporów, tylko demagogii, która podsyca społeczne napięcie.
Elementarna uczciwość nie pozwala mi na polityczny koniunkturalizm. Dlatego nie ulegnę naciskom, żeby za cenę iluzorycznej poprawy i chwilowej popularności zaprzepaścić to, co już osiągnęliśmy. Reguła tej służby premiera i rządu ma swoją wysoką cenę polityczną. Płacimy już ją dzisiaj w przeświadczeniu, że najważniejsza jest Polska.
Czasy nie sprzyjają używaniu wielkich słów. Powiem więc tylko na koniec, że jestem człowiekiem „Solidarności” i razem z nią na powierzchni i w podziemiu walczyłem o demokrację, a także o zdrową gospodarkę. Tej naszej wspólnej walce daleko jeszcze do końca, choć się nam marzy jak najszybszy powrót do normalnośći. Jesteśmy na dobrej drodze.
Warszawa, 18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 617, z 20 czerwca 1991.
Nasza historia, chyba bardziej niż historia jakiegokolwiek innego narodu na ziemi, wskazuje, do jak tragicznych konsekwencji prowadzi przekonanie, że najwyższym i ostatecznym celem narodu jest wolność.
Wydawało mi się, gdy słuchałem wspaniałych słów Ojca Świętego, że Jan Paweł II woła do całego narodu: Rodacy! Nie wolno nam zatrzymać się na drodze, wiodącej przez trudną wolność w oparciu o wiecznotrwałe wskazania Chrystusa, do Polski silnej, sprawiedliwej, dumnie upominającej się o swoje prawa wobec możnych tego świata, wolnej od krzywdy ludzkiej, dobrej matki wszystkich swych córek i synów!
18 czerwca
„Gazeta Wyborcza” nr 609, z 18 czerwca 1991.
W środę, mimo trzydziestostopniowego upału, cały plac przed jasnogórskim klasztorem był wypełniony. Już na wiele godzin przed przyjazdem Papieża rozpoczęły się śpiewy i modlitwy, co chwila wracał jak refren przebój spotkania, „Abba, Ojcze”, ze zwrotkami śpiewanymi w kilku językach.
Nie zabrakło też zabawy: co chwila kilkadziesiąt rąk w coraz to innym sektorze wystrzelało w górę, aby podbić krążącą po całym placu wielką piłkę z wymalowanymi kontynentami. „Glob” przelatywał tym sposobem od Ukraińców do Wietnamczyków, wracał do polskich żołnierzy, którzy podawali go żołnierzom z Bundeswehry, później leciał do sióstr zakonnych i dalej, do chorych z ZSRR, a na koniec wpadał w ręce policjantów pilnujących trasy przejazdu. Ci przerzucali piłkę dalej, i tak przez kilka godzin.
Tymczasem na dziedzińcu klasztoru nie było prawie nikogo. Kręciło się trochę osób ze służb porządkowych, policjanci i panowie z Biura Ochrony Rządu pilnowali wejść i urządzeń wykrywających metale, a na ławkach zasiedli komandosi z brygady antyterrorystycznej w czarnych kombinezonach i z naładowaną ostrą amunicją bronią u pasa. Obraz Matki Bożej Częstochowskiej był odsłonięty, ale w kaplicy tym razem było zaledwie kilka osób.
Tuż przed godz. 18.00 od alei Najświętszej Marii Panny poszły pierwsze oklaski, za chwilę klaskał już i śpiewał „Abba, Ojcze” i „Alleluja” cały milionowy tłum: to jechał Papież.
Dokładnie o 17.35 Jan Paweł II stanął na stopniach ołtarza, ponad głowami i pozdrowił pielgrzymów. Młodzież odpowiedziała żywiołową kilkunastominutową owacją i śpiewem. Piłka-glob nadal krążyła ponad głowami.
Papież przemówił, a młodzież przez kilka minut śpiewała, tańczyła i wykrzykiwała pozdrowienia dla Ojca Św.
Częstochowa, 14 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 661, z 19 sierpnia 1991.
Są w dziejach państw i narodów chwile szczególne. Chwile przełomowe. Taką chwilą jest dzień dzisiejszy. Czekaliśmy długo. Przeszło pół wieku. Wybrany w wolnych wyborach prezydent otwiera pierwsze posiedzenie wyłonionego w wolnych wyborach parlamentu. Osiągnęliśmy to, o co walczyły pokolenia Polaków.
[...]
Zmieniła się i zmienia polska scena polityczna. Wybory parlamentarne były kolejną lekcją demokracji. Lekcją trudną, bez podręczników i bez nauczycieli.
Przez wiele lat żyliśmy w systemie zbudowanym na fałszu. Odległym od demokratycznego ładu i systemu wartości, który demokracja i polska tradycja wykształciły. Niektóre nazwy były – pustym dźwiękiem, instytucje – rekwizytami, deklaracje – szeleszczącym papierem.
Budując nasz polski dom przywróćmy słowom ich treść. A składanym deklaracjom pozostańmy wierni.Wiem, dokąd idziemy. Nie oglądając się do tyłu pamiętajmy, skąd przychodzimy. To tradycja nadaje nam tożsamość. Odróżnia od innych. To ona pozwoliła nam przetrwać lata rozbiorów, okupacji i zniewolenia.
[...]
Mówimy często o naszym "powrocie" do Europy. Byliśmy w niej zawsze, nie tylko geograficznie. To po Jałcie ją podzielono „żelazną kurtyną”, murem, zasiekami. Kurtyna opadła. Mur legł w gruzach, nic nas nie dzieli. Wędrują ludzie i idee.
[...]
Przed nami dzieło naprawy Rzeczypospolitej. [...]
Przed Wysoką Izbą wiele spraw do rozwiązania. Ogrom tworzenia, społeczeństwo zmęczone, podzielone i niezadowolone. Wielkie zwycięstwo przyszło na drodze ewolucyjnej, poprzedzone wieloma kompromisami. To są koszty tego stylu walki, bez strzału doprowadziliśmy do wolnej III Rzeczypospolitej. Może była inna droga. Może była niższa cena, może w 1970 roku wychodziłem ze Stoczni Gdańskiej pokonany, w szpalerze czołgów, westchnąłem do Boga - jak pokonać ten system, tę armię – bez przelewu krwi. I oto dziś, jako prezydent Rzeczypospolitej, mogę powiedzieć w demokratycznie wybranym parlamencie: mamy wolną Polskę. Trzeba tę wolność dobrze zagospodarować. Z pożytkiem dla wszystkich obywateli.
Warszawa, 25 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 275, z 26 listopada 1991.
Daje się dostrzec niebezpieczny podział, że państwo to „oni”, a społeczeństwo to „my”. Nie nastąpiło przełamanie stereotypu, wykształconego w czasach komunistycznych. Czyli po zwycięstwie demokracji w Polsce nie nastąpił proces identyfikacji obywatela z państwem. Nie stało się powszechne przekonanie, że państwo od tego momentu jest już moje, że zwykły obywatel tak samo odpowiedzialny jest za państwo, jak ten, który w danym momencie rządzi. To jest oczywiście wielkie zagrożenie.
Składając dymisję we wrześniu powiedziałem, że wyczerpały się możliwości skutecznego rządzenia państwem. Wydaje się, że i dzisiaj teza ta jest zasadna. Wynika z przesłanek systemowych, braku podstawowych regulacji niezbędnych do uporządkowania systemu zarządzania państwem. Jest to rezultat opóźnienia legislacyjnego wynikłego z bardzo długiej kampanii wyborczej, a ponadto z braku sojuszu wszystkich sił proreformatorskich potrzebnego, by dokonać tej wielkiej przemiany w Polsce.
ok. 6 lutego
„Gazeta Wyborcza” nr 803, z 6 lutego 1992.
„Gazeta Wyborcza” nr 191, z 14 sierpnia 1992.
Przed kilkoma tygodniami rozwiązałem parlament. W życiu kraju to czas szczególny. Kiedy nie ma parlamentu, a rząd zmuszony jest zajmować się tylko administrowaniem, odpowiedzialnym za sytuację staje się prezydent. Mam świadomość tej odpowiedzialności. Zwracam się dziś do Państwa. Przed nami ważne i trudne decyzje. Powinniśmy o tym rozmawiać, aby decydować mądrze.
Rozpoczęła się kampania wyborcza.
Ja jej nie prowadzę. Wykonuję obowiązki. Do nich należy troska o kontynuację przemian oraz poszukiwanie nowych i przyszłych rozwiązań. Przez najbliższe tygodnie będziemy rozważać: za jakim opowiedzieć się programem? Komu zawierzyć? Jakiego dokonać wyboru?
Rozumiem, że dla wielu z Państwa będzie to decyzja trudna. Nie dziwię się waszym wahaniom i wątpliwościom. Trudno mi jednak pojąć racje tych, którzy w ogóle nie zamierzają pójść do wyborów. Domyślam się, że chcą w ten sposób wyrazić niezadowolenie, rozczarowanie rządami demokracji. To zły sposób. Miał on sens w poprzedniej epoce. Nieobecność przy urnie wyborczej była formą protestu. Głosy wyborców nie miały wpływu na skład parlamentu. Dziś jest inaczej. Prawo pilnuje, aby żadna odgórna władza nie przesądzała o wynikach wyborów. Tylko od Was zależy, jacy ludzie zasiądą w parlamencie. Macie prawo głosu. Daje go Wam demokracja. Nikogo jednak nie zmusza, by z tego prawa korzystał. Wybiorą inni, ci, co do wyborów pójdą. Wybiorą swoich kandydatów.
Przypominam o tym nie po to, żeby agitować i namawiać. Nie jestem w tej kampanii jakąkolwiek stroną. Chciałbym jedynie, aby była pełna jasność. Wasz udział w wyborach to ani mój, ani rządu, ani nawet przyszłego parlamentu interes. To przede wszystkim Wasza, drodzy Państwo, sprawa. Jakich posłów i jakich senatorów wybierzecie, taki będzie Sejm i Senat. Jakie poprzecie programy, taki będzie kierunek polskich przemian.
„Gazeta Wyborcza” nr 162, z 14 lipca 1993.
Dobiega pięć lat od rozpoczęcia procesu polskich przemian. Pionierskiego przedsięwzięcia, które nie sposób było wypełniać według z góry założonego planu. Był to proces żywiołowy. Pora wyciągnąć wnioski. Rozejrzeć się dookoła. Zobaczyć, gdzie naprawdę jesteśmy. Czy ów żywioł niesie nas tam, gdzie iść zamierzaliśmy?
Polska przypomina wóz, który grzęźnie w błocie. Jedziemy coraz wolniej, coraz trudniej. Narasta złość i zmęczenie.
Nie liczyliśmy na luksusy w tej naszej podróży, chcemy jednak widzieć, że wyrzeczenia nie idą na marne, że posuwamy się naprzód.
Ale Polska nie jedzie do przodu. Kręcimy się w kółko.
Mamy demokrację, ale demokracja może być dobra albo zła, skuteczna albo nieskuteczna. Jeśli nie przybywa od niej chleba, to znaczy, że jest złą demokracją. Jeśli zajmuje się sama sobą, a nie załatwianiem ludzkich spraw, to znaczy, że jest nieskuteczna.
[...]
Potrzebujemy demokracji, w której będzie jasne, co do kogo należy. Kto i za co odpowiada. Potrzebujemy porządku i silnej władzy. Porządek nie kłóci się z wolnością.
Tylko silne państwo może być państwem ludzi wolnych.
Polska jest dzisiaj słaba. Polską nikt nie rządzi. Stworzyliśmy system, który jest kłótliwogenny i rodzi konflikty, zamieszanie. Każdy ciągnie w swoją stronę. Każda partia, każdy urząd. Najważniejsze dla Polaków sprawy nie ruszają z miejsca. Mieszkań nie przybywa. Bezrobocie nie maleje. Pensje i emerytury nie mogą dogonić inflacji. Nauka, oświata, kultura i służba zdrowia szamoczą się z nędzą. Bandyci i złodzieje zagrażają polskim domom. Afery i korupcja wyrywają państwowej kasie biliony złotych. Wokół stanowiska komendanta policji trwa zabawa w wańkę-wstańkę.
Chcemy wejść do NATO, ale chyba bez wojska, skoro skąpi mu się pieniędzy i nowoczesnego uzbrojenia. Brakuje wciąż regulacji prawnych.
Nie ma pomysłu, co zrobić z milionami hektarów pól po dawnych PGR-ach. Rolnikom powtarza się, że muszą się zreformować. Nikt jednak nie reformuje punktów skupu, mleczarni i przetwórni. Nie robi tego nawet współrządząca partia chłopska.
Przedsiębiorstwom państwowym brakuje dobrego zarządcy. Nie ma instytucji Skarbu Państwa. Banki nadal nie są przygotowane do reguł wolnego rynku. Nie dokonano uwłaszczenia społeczeństwa. Prywatyzacja posuwa się w żółwim tempie.
„Gazeta Wyborcza” nr 252, z 28 października 1994.
Z zadowoleniem przyjąłem apel skierowany przez pana Jacka Kuronia do konkurentów na stanowisko prezydenta RP o wyłączenie z debaty politycznej w czasie kampanii wyborczej reformy służby zdrowia. Gorąco ten apel popieram i proszę wszystkich kandydatów na najwyższy urząd w państwie, aby zechcieli go zaakceptować i w pełni przestrzegać.
Są sprawy tak ważne dla życia narodu, że nie wolno nimi grać, wykorzystywać do oratorskich popisów i roztaczania iluzji przed zdesperowanym społeczeństwem. System ochrony zdrowia w Polsce jest zmieniany i musi być zmieniany. Służba zdrowia nie powinna być jednak ani postkomunistyczna, ani postsolidarnościowa. Musi być po prostu dobra i do tego mogą się przyczynić zaakceptowane przez Radę Ministrów i skierowane do Sejmu projekty ustaw o znaczeniu ustrojowym dla ochrony zdrowia. Proponowana reforma, choć trudna i czasami bolesna, nawiązuje do tradycji kas chorych II Rzeczypospolitej. Jest także zbieżna z przemianami systemów ochrony zdrowia w krajach Unii Europejskiej.
Miejscem tworzenia prawa nie może stać się ulica, wiece czy słupy ogłoszeniowe. W ustrojach demokratycznych służy do tego parlament. Dlatego jeszcze raz apeluję do wszystkich, aby w Sejmie RP, nie w atmosferze zgiełku politycznej demagogii, lecz odpowiedzialnego dialogu, zmierzać do nadania projektom ustaw najlepszego kształtu.
„Gazeta Wyborcza” nr 168, z 21 lipca 1995.
Szanowni Państwo!
W obliczu decyzji, którą wspólnie podjąć mamy za kilka dni, 19 listopada [...], pozwalam sobie osobiście zwrócić się do Państwa. W tym dniu wszyscy dokonamy rozstrzygającego wyboru. Przesądzi on o przyszłości naszego kraju. O życiu nas wszystkich.
Myślę, że jestem Państwu dobrze znany. Poznaliście mnie Państwo w czasie protestu robotniczego w Sierpniu 1980 i gdy przewodniczyłem Komisji Krajowej „Solidarności”. Zapamiętaliście podczas mojej działalności w stanie wojennym, kiedy otrzymałem Pokojową Nagrodę Nobla i gdy za czasów komunistycznego reżimu byłem „prywatną osobą”.
Od pięciu lat jestem prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Przez wszystkie te lata starałem się być jak najbliżej zwykłych obywateli. Rozumieć ich potrzeby. Moje działania były temu podporządkowane. Moje sukcesy są więc naszymi wspólnymi sukcesami. Moje niepowodzenia – naszymi wspólnymi porażkami.
Udało się nam zrobić wiele, ale wciąż mamy niemałe problemy. I wciąż bardzo wiele do zrobienia. Polskę czeka obecnie ważny i doniosły czas. Wiem, że rozmaicie patrzymy dziś na sprawy naszego państwa. Różnych chcemy rozwiązań dla trudnych problemów.
Ja chciałbym pamiętać o moim wobec Polski i narodu zobowiązaniu, które podjąłem w pamiętnym Sierpniu 1980, wstępując do publicznej służby. Chciałbym pozostać mu wierny.
Jest to zobowiązanie wobec nadziei na społeczeństwo obywateli wolnych i solidarnych. Samodzielnie budujących dobrobyt swoich rodzin i lokalnych wspólnot. Nadziei na zbudowanie państwa, które służy wszystkim, a nie interesom zamkniętych grup. Nadziei na życie normalne, bezpieczne i moralne. Nadziei wciąż nie spełnionej, choć coraz bliżej spełnienia, dzięki wysiłkom kolejnych rządów solidarnościowych.
[...]
Chcę w drugiej kadencji służyć dalszej realizacji sierpniowej idei. Zawsze traktowałem moją prezydenturę jako służbę wobec polskich reform. Wszystko, co robiłem, robiłem dla kraju. Widzę dziś, że nowe okoliczności nakazują, aby działać w nowym, zespołowym, jeszcze bardziej skutecznym stylu.
Będę wsłuchiwał się w opinię kompetentnych środowisk i fachowców. Będę jeszcze uważniej wsłuchiwał się w głosy Polaków. Wszystkich Państwa. Chciałbym współdziałać z Państwem w dalszej realizacji ważnego zadania budowy i umacniania Polski. Naszego wspólnego domu.
Niech ten dom będzie zasobny, bezpieczny, przyjazny nam wszystkim, Niech będzie taki, jaki go zamarzyliśmy. Zadecydujemy o tym 19 listopada.
16 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 266, 16 listopada 1995.
W dniu dzisiejszym od południa zapanuje już przedwyborcza cisza. Ta cisza jest nam potrzebna. Zwłaszcza ostatnie dni kampanii wyborczej upływały na takich atakach, które odwracają uwagę od spraw o wiele ważniejszych.
Wybór nie jest łatwy. Ale to nie oznacza, że można się po prostu od niego uchylić. Także ci, którzy nie pójdą do wyborów lub skreślą obu kandydatów, będą współodpowiedzialni za rezultaty tego wyboru. To jest pierwsza i podstawowa sprawa, którą w tym dniu namysłu warto sobie z całą bezwzględnością uświadomić.
Drugą sprawą, którą dopowiedzieć też trzeba wyraźnie, jest to, że każdy rezultat legalnie przeprowadzonych demokratycznych wyborów musi być uszanowany.
Nie możemy więc iść do tych wyborów z nożem w zębach, ze wzajemną nienawiścią, ale z bardzo jasną świadomością, czego bronimy i czego naprawdę chcemy.
A bronimy i chcemy rzeczy zasadniczych. Bezpieczeństwa zewnętrznego kraju już niepodległego oraz tego, aby rozwój gospodarczy służył wszystkim. Taki był sens przeobrażeń rozpoczętych w 1989 roku.
[...]
Nie byłem nigdy bezkrytyczny wobec Lecha Wałęsy. Ani wtedy, kiedy byłem doradcą "Solidarności", ani wtedy, kiedy byłem premierem, ani też później. A jednak w istniejącej sytuacji wypowiadam się za jego wyborem. [...]
Przy całym krytycyzmie wobec stylu prezydentury Lecha Wałęsy uważam, że trzeba ocenić ją całościowo i oddać mu sprawiedliwość. Był on konsekwentnym rzecznikiem najbardziej zasadniczych spraw narodowych: wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski, kontynuacji reform gospodarczych rozpoczętych przez mój rząd w 1989 roku, wejścia Polski do NATO i Unii Europejskiej.
Polska potrzebuje normalności. Wbrew pozorom i podkreślanym kontrastom osobowości kandydatów, to nie wybór kandydata SLD, lecz wybór kandydata tego obozu, który obalił komunizm w Polsce, może doprowadzić nasz kraj do pełnej normalności. [...]
O pozycji międzynarodowej Polski decyduje konsekwencja w dążeniu do NATO i Unii Europejskiej. Będzie to istotny element prezydentury przez najbliższe pięć lat. Lech Wałęsa wykazał, iż jest w tym dążeniu konsekwentny.
17 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 267, z 17 listopada 1995.
Wielce Szanowny Panie Prezydencie
Urzędnik ma przede wszystkim obowiązki, polityk – zobowiązania, człowiek – zasady. Wraz z ustaniem obowiązków jako urzędników Kancelarii Prezydenta RP deklarujemy wierność zasadom i przywiązanie do celów, które stawiał przed Polską Lech Wałęsa. Symbolizuje on drogę Polski od zniewolenia ku wolności, od centralizmu do pluralizmu, od reglamentacji do wolnego rynku, od monopartii do demokracji. Na tej drodze chcemy Mu towarzyszyć nadal.
Wybory 19 listopada [w wyborach prezydenckich zwyciężył Aleksander Kwaśniewski] pokazały, że społeczne poparcie dla reform się cofa. Odbudowaniu tego poparcia pragniemy dalej służyć. Mamy prawo sądzić, że tylko Lech Wałęsa jest w stanie skupić cały posierpniowy, posolidarnościowy obóz reform. Dla tego obozu pragniemy nadal pracować.
[...]
Zasadom, które wyznajemy, najbliższe są dokonania Lecha Wałęsy symbolizujące poświęcenie dla dobra publicznego w polityce. Wolni od obowiązków, nie związani zobowiązaniami, chcemy pozostać wierni tym zasadom.
Andrzej Ananicz, Marek Karpiński, Andrzej Kojder, Andrzej Zakrzewski
Warszawa, 24 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 274, 25 listopada 1995.
Towarzyszące dziś wielu ludziom zaangażowanym w przemiany 1989 r. poczucie zniechęcenia wynika nie tylko ze świadomości opanowania na dłuższy czas głównych ośrodków władzy przez formację postkomunistyczną, ale i z braku rzeczywistej dla niej alternatywy politycznej. Stało się jasne, że w pojedynkę żadne ugrupowanie polityczne takiej alternatywy dziś nie stworzy. Jest to więc z jednej strony, na krótszą metę, sprawa sojuszów przed wyborami parlamentarnymi. Z drugiej strony – przedmiotem debaty i po lewej, i po prawej stronie opozycji, a także w jej centrum staje się coraz częściej kwestia dalszego kształtowania się sceny politycznej w Polsce. Takiego kształtowania, które nie powinno niszczyć, lecz budować. Takich zmian, które [...] nie odbierają zaufania społecznego.
Określenia – prawica czy lewica – są obecnie w Polsce bardziej oznaczeniem miejsca w geografii politycznej kraju, tak jak się ona ukształtowała, niż zdefiniowaniem programowym. W warunkach europejskich żaden ruch polityczny, który chciał być szeroki, nie dawał się zamknąć wyłącznie na lewicy czy na prawicy. Starał się kierować z centrum bardziej w prawo czy bardziej w lewo. Tylko takie miejsce zapewniało mu szerokość. Warto chyba o tych przykładach pamiętać w debacie, która ma również na celu zastanowienie się nad bardziej długofalowymi zmianami polskiej sceny politycznej.
ok. 1 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 78, z 1 kwietnia 1996.
My, ludzie bezdomni, otrzymując od losu czerwoną kartkę zdegradowani zostaliśmy do III ligi życia. Zabrakło dla nas miejsca w kolejce po świadectwa udziałowe NFI, nie mamy czego szukać w biurach paszportowych, wymeldowani donikąd żyjemy na ulicach polskich miast. Mimo że zabraknie dla nas też miejsca w kolejce do urn wyborczych, zwracamy się z apelem do polityków, aby w ich programach wyborczych znalazły się propozycje rozwiązania problemów ludzi bezdomnych. To są sprawy, których uregulowanie prawne jest równie ważne, jak obecność Polski w NATO czy Unii Europejskiej. Oczekujemy otwarcia drzwi do uzyskania podmiotowości prawnej i społecznej. Deklarujemy chęć uczestniczenia w pracach nad stworzeniem projektów odpowiednich uregulowań.
My, mieszkańcy ośrodków Ruchu Wychodzenia z Bezdomności, mamy pomysł na godne życie. Pragniemy odzyskać wpisy w dowodach osobistych w rubryce „zameldowanie”, chcemy uczestniczyć w życiu społecznym. Jesteśmy przekonani, że istnieje szansa przerwania zaklętego kręgu niemocy i biurokratycznych barier. Nie wiemy, ilu jest w Polsce bezdomnych, ale być może stanowimy elektorat wart zachodu. Składamy propozycję spotkań w domach MARKOTU, oczekujemy zaproszenia do Okrągłego Stoły Dobrej Woli.
Za autorów listu otwartego Franciszek Banach, kierownik Domu Rodzinnego MARKOT VIII w Rucewie,
ok. 2 października
„Gazeta Wyborcza” nr 230, z 2 października 1996.
W trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 r. możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o jej losie, my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponadtysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.
Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.
14 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 63, z 15 marca 1997.
Z okazji siedemdziesiątej rocznicy urodzin proszę przyjąć moje najlepsze życzenia - składane z całego serca.
Jest Pan, Panie Pośle, jednym z nielicznych Polaków, któremu tak wielu życzy tak wiele dobrego. Jest Pan człowiekiem, którego niezmiernie szanuję, wysoko cenię i często stawiam sobie i innym za wzór. Móc poznać Pana, pracować z kimś, kto jak Pan tyle dokonał dla ogólnego dobra - to niezwykłe doświadczenie.
Polska i Polacy doskonale znają Pana działalność. Potrafi Pan zawsze talent i mądrość kojarzyć z pracowitością, energią, odwagą i konsekwencją. Był Pan sugestywnym publicystą, konsekwentnym demokratycznym opozycjonistą, rozumnym, odważnym i skutecznym działaczem politycznym, rozważnym negocjatorem losu Polski na dziejowym zakręcie. W niezwykle trudnym momencie politycznego i gospodarczego przełomu przyjął Pan na siebie trud rządzenia krajem.
Świat poznał Pana jako sumiennego i stanowczego sprawozdawcę specjalnego Narodów Zjednoczonych w byłej, ogarniętej tragiczną wojną Jugosławii. Swoim autorytetem - jako Przewodniczący Rady Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego i zdecydowany rzecznik udziału Polski w Unii Europejskiej i NATO - wytrwale zjednuje Pan dla tej idei licznych międzynarodowych sprzymierzeńców.
Ogólny szacunek i podziw wzbudziła Pańska postawa współtwórcy Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, przedstawionej społeczeństwu przez Zgromadzenie Narodowe. Potrafił Pan - wolny od uprzedzeń i nieufności, świadom doniosłości sprawy - stanąć ponad wszystkimi podziałami, aby osiągnąć konieczne porozumienie dla uchwalenia tego historycznego dokumentu.
Całym życiem i publicznym działaniem, podejmowanym z myślą o sprawach ludzi i świata, stworzył Pan, Panie Pośle, swój wizerunek rysowany czysto i wyraźnie. Wizerunek wybitnego humanisty, patrioty i męża stanu. Rzeczpospolita, w uznaniu zasług, nagrodziła Pana swoim najzaszczytniejszym odznaczeniem - Orderem Orła Białego. Świat wielokrotnie uczcił Pana prestiżowymi nagrodami.
Dziś, do serdecznych życzeń najlepszego zdrowia i samej tylko pomyślności, które zewsząd do Pana docierają, pozwalam sobie dołączyć jeszcze jedno, też zresztą powszechnie podzielane. Niech nam Pańska dobroć i mądrość, rozsądek i odwaga towarzyszą długo.
19 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 92, z 19 kwietnia 1997.
W chwili decyzji wyborca jest jak żyrant cudzego weksla: musi znać człowieka, na którego ma oddać głos, wiedzieć, czy dotrzymuje przyrzeczeń, orientować się w jego kompetencjach. Unia Wolności zasługuje na zaufanie. Ma program, jakiego Polska potrzebuje, i ludzi na pogodę i niepogodę.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Demokracja jest na pewno najmniej złym z ustrojów (pamiętamy przenikliwy i gorzki żart Churchilla, że demokracja jest fatalnie złym systemem, ale nikt lepszego nie wymyślił), ale też niezbyt ciekawym. Reguły jej i procedury są raz na zawsze ustalone i co kilka lat głosy wyborców decydują, komu mają przypaść rządy w państwie. We współczesnych państwach demokratycznych gra rzeczywista toczy się między kilku partiami lub też tylko dwiema najsilniejszymi, a różnice między sposobem, w jaki każda z nich sprawuje władzę po zwycięstwie, są niewielkie. Partie proponujące radykalną zmianę zostały zmarginalizowane.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Unia Wolności, w ślad za swoimi dwiema poprzedniczkami - Unią Demokratyczną i Kongresem Liberalno-Demokratycznym - wywodzi się z ruchu Sierpnia 1980 roku. Siedemnaście lat później pozostaje nie tylko podziw dla odwagi i wyobraźni, które towarzyszyły tamtym dniom, ale także przekonanie, że wola zburzenia systemu komunistycznego musi iść w parze z wolą zmieniania rzeczywistości, że wolność w gospodarce i polityce jest wartością nadrzędną, że solidarność ludzi może rozszerzać granice możliwego. Plan Balcerowicza w 1989 r. wyrastał z tego sposobu myślenia. Konieczne były działania odważne, odwołujące się do programu, a nie do taktyki gry politycznej. Działania te okazały się skuteczne - wiemy dziś o tym wszyscy.
Unii Wolności wróżono nieraz szybki rozpad, wewnętrzne podziały, Unia zaś trwa. Nie tylko „siła spokoju” i upór są u podstaw tego trwania - chociaż to ważne cechy - ale nade wszystko fakt, że Unia jest partią programu, a nie gry o stanowiska.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Dramatem obecnego okresu jest wysoki poziom bezrobocia i nie może być dla nas pociechą, że kraj nasz nie jest w tym wyjątkiem. Proponujemy szybki i intensywny rozwój gospodarczy jako jedyne skuteczne lekarstwo na tę chorobę, bo tworząc dobre warunki dla wysokiego wzrostu gospodarczego, uzyskujemy nowe miejsca pracy i niezbędne środki do polityki solidarności społecznej. Wysuwamy program unowocześnienia polskiego rolnictwa. Obecnie jedna trzecia gospodarstw rolniczych dostosowała się do nowych warunków. Rozwijając przetwórstwo płodów rolnych oraz sektor usług na wsi i w mniejszych miastach, zapewniamy możliwość stopniowych zmian strukturalnych.
Chcemy zmienić to, co można zmienić, i przekonywać, aby solidarnie znosić to, czego zmienić nie można.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Wyciągamy wnioski z doświadczeń polskiej historii. Uzyskaliśmy konstytucyjny przepis określający nieprzekraczalne granice zadłużenia publicznego, aby nigdy nie mogło się powtórzyć gospodarcze szaleństwo zadłużenia z okresu „realnego socjalizmu”. Uważamy, że należy promować przedsiębiorczość, inicjatywę gospodarczą, inwestycje – po to, by nie powtórzyło się doświadczenie czasów saskich, kiedy to „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Słowem: aby nie przejadać przyszłości. Chcemy, żeby szybka prywatyzacja uzdrowiła gospodarkę, żeby z owoców prywatyzacji mogli skorzystać również pracownicy sfery budżetowej, żeby służyła ona potrzebom publicznym. Podatki powinny być z góry ustalone, ale przyrzekamy obniżenie ich do granicy stosowanej w krajach wysokiego rozwoju gospodarczego.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Nie stawiamy pytania, czy państwa ma być mało czy dużo, ale jakie to ma być państwo. Chcemy państwa obywatelskiego i sprawnego, które skutecznie gwarantuje swobody polityczne i poczucie bezpieczeństwa obywatela. Uważamy, że państwo opiekuńcze, scentralizowane i zbiurokratyzowane źle służy ludziom. Chcemy państwa pomocniczego, życzliwego, samorządowego. Wprowadzimy wyższe szczeble samorządu: powiat i województwo. Ostatnie miesiące zmagań z powodzią wykazały potrzebę takiej organizacji samorządu, jak też wprowadzenia nowego podziału administracyjnego. Oznacza to, że władza jest bliżej obywatela, a grosz publiczny wydawany jest oszczędnie i gospodarnie. Wymaga to także zwiększenia budżetu samorządów: czwarta część podatku od dochodów osobistych powinna pozostawać w gminach, zaś doprowadzić chcemy do sytuacji, gdy ponad połowa tego podatku pozostawać będzie w dyspozycji gmin i ponadgminnych struktur samorządu. Unia Wolności opowiada się za Polską lokalną, w której odnajdą swoje miejsce społeczności lokalne.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Ideę wolności wiążemy nierozdzielnie z niepodległością. Szacunek dla kombatantów polskiej niepodległości, dla żołnierzy Polski podziemnej i polskich żołnierzy wszystkich frontów ostatniej wojny oraz poszanowanie narodowej tradycji i kultury łączymy z wolą pełnego uczestnictwa w integracji europejskiej. Członkostwo w NATO i Unii Europejskiej jest gwarancją niepodległości i realizacji naszej szansy na pomyślność materialną. Wymaga to nadal wielkiego procesu przystosowania się, przyspieszenia prywatyzacji, dynamicznego rozwoju gospodarczego. Racjonalnym i właściwie zrównoważonym budżetem zapewnimy unowocześnianie armii i stopniowe dostosowanie jej do standardów euroatlantyckich. Taką politykę chcemy realizować. Nie ma co się bać otwarcia na Europę i na świat: Polska może uzyskać miejsce i rolę podmiotową w Europie.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Bill Clinton w swojej kampanii wyborczej odwoływał się do prowokacyjnego hasła "Economy, stupid!" ["Gospodarka, głupcze!"]. Że gospodarka jest ważna - wszyscy wiemy. Nie dociera jednak do nas w pełni prawda, że nasz sukces zależy teraz najbardziej od edukacji. Mamy wiele szkół wyższych i średnich na europejskim poziomie, ale zaczynamy pozostawać w tyle za innymi krajami europejskimi w poziomie wykształcenia masowego. Chcemy rozszerzyć dostęp do szkół średnich i wyższych nie tylko przez politykę promocji państwowej, ale także reformę systemu finansowania szkół, rozwój systemu bonów edukacyjnych, stypendiów i kredytów bankowych. Unia traktuje "skok" edukacyjny jako priorytet narodowy, który dotyczy losu każdej rodziny. Właśnie edukacja w powiązaniu z rozwojem gospodarczym i przedsiębiorczymi inicjatywami tworzy szanse dla małych miast i wsi, tworzy szanse dla młodego pokolenia.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
W polityce jest jak w życiu – warto się kierować uczciwością i przyzwoitością. Chodzi o to przede wszystkim, żeby państwo było uczciwe. Przywiązywaliśmy duże znaczenie do ustawy o zamówieniach publicznych i domagamy się jej przestrzegania, bo to ukróca korupcję. Nie pozwolimy, aby trwało „rozdawnictwo” urzędów i przywilejów, faworyzowanie „swoich”, wytwarzanie przez nadania władzy posłusznej jej klienteli politycznej. Urzędy trzeba poddać zasadzie służby cywilnej, przywrócić szacunek dla kwalifikacji, dobór kadr podporządkować kryterium kompetencji i umiejętności. Wszyscy muszą być jednakowo odpowiedzialni wobec prawa, dlatego nie pozwolimy, aby immunitet parlamentarny osłaniał przestępstwa i wykroczenia.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Znakomity historyk francuski Fernand Braudel napisał kiedyś, że ludziom potrzebne są trzy rzeczy: zdrowa gospodarka oparta na zasadach rynkowych, państwo demokratyczne i wolność oraz trochę braterstwa. Ostatnie dwa dziesięciolecia nauczyły nas ceny i skuteczności owego braterstwa, które określamy bardzo polskim słowem –solidarnością. W trudnej próbie obrony przed powodzią odnaleźliśmy znowu znaczenie solidarności. Chcemy, żeby wszyscy ci, którzy wołają SOS, mogli liczyć na zrozumienie i pomoc. Chcemy, żeby solidarność była traktowana nie tylko jako wartość, ale także jako dyrektywa polityki społecznej.
23 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 1997.
Panie Prezydencie! Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Mam zaszczyt przedstawić program naprawy państwa. Program nowego rządu, który utworzyły wspólnie Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności – ugrupowania wywodzące się z demokratycznej antykomunistycznej opozycji. Po 1989 r. podzieliły nas poważne różnice programowe i odmienne wybory polityczne. Dzisiaj postanowiliśmy zespolić swe siły w jednej koalicji. Połączyło nas wspólne przekonanie, że Polskę trzeba i można zmienić. Naprawić to, co w niej złe. Musimy zrobić wszystko, by tej szansy nie zmarnować. To jest ważniejsze od różnic, które istniały i istnieją pomiędzy nami.
[...]
Dziś nauczeni bolesnymi doświadczeniami chcemy nadrobić stracony czas, zrobić to, czego nie zrobiono zaraz po 1989 r.
Tamten rok był początkiem końca komunizmu w naszym kraju, komunizmu, który mimo prób reform pozostawał niezmiennie ustrojem totalitarnym i przestępczym, w którym nie były respektowane podstawowe prawa i wolności obywatelskie. Komunizmu, który doprowadził do gospodarczego i cywilizacyjnego upadku naszego kraju.
Rok 1989 był, jak wspomniałem, początkiem końca komunizmu w Polsce. Zrobię wszystko, aby nasz rok 1997 był zapamiętany jako rok początku naprawy państwa, ostatecznego zerwania ze złą przeszłością.
Warszawa, 10 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 263, z 12 listopada 1997.
Dobrze, że przychodzi do Unii dużo młodych ludzi. Ale musimy sobie i dla nich, i dla nas zadać pytanie, dlaczego się właściwie jest w polityce, a nie na przykład w biznesie.
Mamy dwie skrajne postawy. Z jednej strony upadek tych systemów myślowych, które wieszczyły szczęśliwość świata i które skończyły się Oświęcimiem albo gułagami. Bo uważały, że w wieszczeniu tej szczęśliwości świata wszystko w polityce jest dozwolone, że można uszczęśliwiać ludzi na siłę. Reakcją na to jest inna postawa. Postawa, że świata zmieniać się i tak nie da, wszystko jest grą i w tej grze trzeba mieć tylko mocne łokcie i dobrze się przepychać.
[...] Ciesząc się bardzo z napływu [do UW - red.] młodych ludzi, przestrzegam ich przed wchodzeniem do polityki, jeżeli będą uważać, że polityka jest tylko grą. Bo wtedy lepiej niech idą do biznesu [w przeciwnym razie - red.] zobaczą po pewnym czasie, że zmarnowali swoje własne życie. Tu trzeba o coś walczyć, tu o coś chodzi. Ale również i starszych przestrzegam przed postawą, że troszczy się człowiek tylko o to, żeby z gry nie wypaść. [...] System totalitarny, sposób myślenia totalitarnego upadł, ale na to nie może być receptą, że wszystko jest dozwolone i trzeba się tylko mocno rozpierać w grze. Na to musi być receptą demokratyczne myślenie, że wprawdzie ideału się na tym świecie nie zbuduje, nie ma idealnego ustroju, demokracja też nie jest idealnym ustrojem, ale świat zmieniać można i polepszać go można.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Musimy zaawansować realizowanie państwa obywatelskiego. A więc nie państwa, w którym odbywają się te międzypartyjne spory, kto więcej dla swojej partii uzyska, ale państwa obywatelskiego, w którym ludzie mieliby poczucie, że nie ma ciągle tego podziału „my – oni” i że jest to państwo nasze, własne, państwo wszystkich obywateli. Że umacnia się to, że nadrzędnym kryterium obsadzania stanowisk jest stosunek do państwa, a nie kryterium interesu partyjnego. [...]
Myślę, że niedobrze się stało, że przy projekcie decentralizacji państwa, projekcie dalszej reformy samorządowej rząd nie przedstawił od razu pewnych, jasnych kryteriów podziału, i że nie przedstawił koncepcji decentralizacji kompetencyjnej i finansowej państwa. Wtedy ta dyskusja z punktu widzenia każdego obywatela byłaby bardziej przejrzysta i nie byłaby tylko sporem o ilość województw. Reguły rozwoju gospodarki, to mogą być tylko reguły gospodarki wolnorynkowej. Ale problemy społeczne automatycznie się nie rozwiązują. Problemy ludzi odrzuconych stają się materiałem wybuchowym w wielu państwach, społeczeństwach, w Europie i u nas po tym procesie transformacji stają się też materiałem wybuchowym.
W przyszłym roku będzie dziesięć lat, od czasu kiedy zainaugurowaliśmy przemiany. Dla mnie ciężkim problemem było wtedy podejmowanie decyzji, o których wiedziałem, że koszta transformacji będą wielkie. Liczyłem zawsze na to, że te koszta transformacji zrównoważymy wyrazistym programem, który podejmuje sprawę tych ludzi, którzy nie zyskali na transformacji. Ich po prostu tak zostawić nie można.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Wielki problem, którego tu nie podjęto, to są konsekwencje naszego wchodzenia do Unii Europejskiej. (...) Ten dialog będzie się toczył nie tylko w negocjacjach, on będzie się może nawet przede wszystkim toczył w Polsce. Żebyśmy zrozumieli, jak skomplikowany, jak trudny to jest proces. Żebyśmy nie ulegali wyimaginowanym lękom, a równocześnie zrozumieli, że to musi przestawić pewien sposób myślenia: w sprawach suwerenności, że wchodzimy w szerszą suwerenność. Dlatego my nie możemy unikać dyskusji jaka Unia, jaki ma być jej kształt i nie możemy unikać dyskusji o konsekwencjach społecznych, które będą nie tylko korzystne.
ok. 3 marca
„Gazeta Wyborcza” nr 52, z 3 marca 1998.
Szanowni Państwo, w najbliższą niedzielę wybierzemy swoich przedstawicieli do rad gmin, a także pierwszy raz do rad powiatów i sejmików wojewódzkich. Dzięki reformie samorządowej będziemy mieli większy wpływ na to, co się dzieje wokół nas. Większość decyzji będzie zapadała na miejscu, tu też będą wydawane nasze pieniądze. Kolejne stopnie samorządu powstały przecież po to, by zapewnić lepszy rozwój regionów i tym samym naszego kraju, by lepiej służyć obywatelom.
Za ciężką i efektywną pracę dziękuję prezydentom, burmistrzom, wójtom i radnym. Wasze działania zmieniły oblicze Polski.
O tym, kto wkrótce będzie sprawował władzę w naszej gminie, powiecie, województwie, zadecydujemy my sami. Dlatego tak ważne jest, abyśmy wzięli udział w wyborach. Wybierzmy tych, do których mamy zaufanie. Tylko od nas zależy, kto przez najbliższe cztery lata będzie zarządzał naszymi pieniędzmi. Jestem przekonany, że 11 października podejmiemy odpowiedzialną decyzję.
ok. 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 236, z 8 października 1998.
Wszystkie nowe krzyże na Żwirowisku zostaną usunięte. Polski rząd jest zdeterminowany, by uczynić to jak najszybciej. Nie możemy jednak łamać polskiego prawa. Jeśli niezawisłe sądy, których decyzje - niezależnie od naszych opinii - musimy uszanować, będą zwlekały z podjęciem ostatecznej decyzji, zostaniemy zmuszeni do szukania innych prawnych rozwiązań. Nowym instrumentem, pozwalającym na rozwiązanie tego problemu - a także wszystkich podobnych, które mogą powstać w przyszłości - będzie nowa ustawa o ochronie miejsc pamięci i martyrologii, której założenia były już Państwu wcześniej zaprezentowane.
[...]
Szanowni Państwo, chciałbym raz jeszcze powiedzieć wyraźnie, że wszystkie nowe krzyże zostaną usunięte.
Mój rząd traktuje dialog polsko-żydowski w sposób priorytetowy. Nie chciałbym, aby kryzys wokół Żwirowiska spowodował odsunięcie w cień wszystkich tych nowych i dobrych rzeczy, które zaszły ostatnio w stosunkach polsko-żydowskich. Uczestnicząc niedawno w uroczystości redydykacji synagogi we Wrocławiu, pytałem – „jakkolwiek usprawiedliwione są żądania, zrozumienie i szacunek dla naszej duchowości i wrażliwości, czy przestaniemy rozdrapywać rany naszych starszych braci? Kiedyż zrozumiemy, że w takich sytuacjach rozdrapujemy rany Tego, który nas stworzył, i nasze własne?” – wierzę, że zaczynamy rozumieć.
ok. 2 grudnia
„Gazeta Wyborcza” nr 282, z 2 grudnia 1998.
Magnificencjo, panie rektorze, dostojny Senacie, szanowni państwo. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że Polska zawsze była w Europie. Ani w czasie 120 lat rozbiorów, ani w czasie pojałtańskiego podziału w Europie, Polacy nie stracili poczucia przynależności do cywilizacji zachodnioeuropejskiej.
[...] Po 1989 r. mówi się często o naszym powrocie do Europy. Sam, przemawiając jako premier w Radzie Europy, użyłem określenia, że raczej mówić trzeba o odrodzeniu w jedności europejskiej niż o naszym powrocie, bo w Europie byliśmy zawsze duchowo. Było dla mnie czymś niezmiernie zaszczytnym i zastanawiającym, że w 1991 r. podczas swej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II nawiązał do słów wypowiedzianych przez polskiego premiera w Radzie Europy i podkreślał właśnie to, że nie jesteśmy tutaj od dziś. [...]
Różne były formy i różne są formy drogi do tego, co nazywa się integracją europejską. Rzecz jasna najważniejszym elementem tego procesu jest rozszerzanie Unii Europejskiej. [...] Rozszerzenie Unii Europejskiej na kraje Europy Środkowowschodniej nie jest zwykłym poszerzeniem, takim jakim ta Unia podlegała dotychczas. Jego wymiar polityczny i moralny jest szerszy niż wymiar ekonomiczny, bo jest właśnie odbudową jedności europejskiej.
[...] Celem polityki polskiej jest zmiana geopolitycznej, cywilizacyjnej sytuacji Polski. Wejście do Unii Europejskiej, tak jak wejście do NATO, jest środkiem, a nie celem.
16 stycznia
„Gazeta Wyborcza” Katowice, nr 13, wydanie z dnia 16 stycznia 1999.
Nie wierzę w takie Stany Zjednoczone Europy jak Stany Zjednoczone Ameryki. Europa jest tworem zbyt skomplikowanym. Nie wierzę w to, [aby] Francuzi wyzbyli się swoich zainteresowań, szczególnie Afryką, aby Hiszpanie wyzbyli się swoich zainteresowań Ameryką łacińską, a jednak te szczególne zainteresowania nie powinny uniemożliwiać ściślejszej i lepszej współpracy europejskiej.
Unia to nie jest zwykły sojusz międzypaństwowy, ale moim zdaniem długo Unia nie będzie zastąpieniem państw narodowych. I wniosek z tego dla mnie jest jeden, na tym chciałbym zakończyć. Musimy sobie uświadomić, jaka jest nasza ambicja. Czy chodzi nam tylko o to, żeby się dostać do Unii Europejskiej i gdzieś tam w niej być, czy też o to, by w przyszłości móc o rozwoju tej Unii współstanowić. Opowiadam się tylko za tym drugim. Tylko wtedy warto nam do Unii iść.
ok. 16 stycznia
„Gazeta Wyborcza” Katowice nr 13, z 16 stycznia 1999.
Panie Prezydencie Republiki Czeskiej! [...] Doskonale wiemy, my tutaj w Polsce, że wybrał Pan w swoim życiu i w swoim działaniu stromą, niebezpieczną i wąską ścieżkę, na której czekało na Pana cierpienie i samotność. [...]
Dziś marzenia stały się rzeczywistością, a oba nasze kraje cieszą się pełnią swobód demokratycznych. Jesteśmy przekonani, że to jest w ogromnej mierze Pańska osobista zasługa, bo zawsze walczył Pan o demokrację, prawo, praworządność. Nie tylko wtedy, kiedy Pan był dysydentem, ale także, kiedy był Pan głową państwa. To zjednało Panu uznanie na całym świecie. Zjednało Panu szczególne uznanie i szczególną serdeczność u nas, w Polsce. Pamiętam, że kiedy pod koniec lat 80. zaczęliśmy już naprawdę rozmontowywać komunizm, był Pan akurat w więzieniu, a młodzi warszawiacy nosili transparenty z napisem „Uwolnić Havla”. To hasło było tak popularne, tak nośne, że nasi poloniści zastanawiali się, w trosce o dobro języka polskiego, czy powinno się pisać Havla czy Havela. Rok później ci sami młodzi ludzie rozklejali plakaty z napisem „Havel na Wawel”. Była to ostatnia, jak na razie, próba konfederacji polsko-czeskiej.
Wspominam o tym, by podkreślić, że to, co Pan robił w swoim życiu, odpowiadało w sposób niezwykły i szczególny naszym własnym, polskim duchowym potrzebom i naszym polskim nadziejom. Dlatego utożsamiamy Pana najczęściej z naszym własnym, polskim, narodowym charakterem. Chodzi o wyrażenie sprzeciwu w sytuacji krańcowej. Pięknie pisał o tym Zbigniew Herbert w wierszu „Potęga smaku”: „To wcale nie wymagało wielkiego charakteru/ nasza odmowa niezgoda i upór/ Mieliśmy odrobinę koniecznej odwagi/ lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku”.
Panie Prezydencie Republiki Czeskiej, winszuję Panu nagrody pierwszej dekady „Gazety Wyborczej”, gazety, którą dziesięć lat temu zafundowaliśmy sobie sami - Polacy, którzy czuli się zawsze wolni i niezależni, u progu prawdziwej niezależności i wolności. Panie Prezydencie, gratuluję, że nigdy nie zabrakło Panu dobrego smaku.
„Gazeta Wyborcza” nr 113, z 17 maja 1999.
Rok 1989 był przełomowym w powojennej historii naszego kraju, Europy i świata. Był końcem ponad 40-letniego okresu podziałów i początkiem tworzenia nowych jakości. Dla Polski był rokiem odzyskania pełnej suwerenności i możliwości stanowienia Narodu o własnym losie. Dla Europy i świata – końcem zimnej wojny, który dał możliwość nawiązania nowych stosunków w duchu współpracy. Był to „Czas wielkiej zmiany”.
W 1989 roku odbyły się w Polsce wybory do Sejmu i Senatu, w których Naród po raz pierwszy od II wojny światowej mógł rzeczywiście wybierać swoich przedstawicieli. Wybory czerwcowe, choć nie były jeszcze w pełni demokratyczne, zasadniczo zmieniły sytuację polityczną kraju. Były one pierwszym krokiem ku wolności. Wybory czerwcowe położyły podwaliny pod państwo prawa i gospodarkę rynkową. Z tych wyborów wywodził się pierwszy od ponad 40 lat niekomunistyczny rząd w Europie Środkowo-Wschodniej, którym miałem zaszczyt kierować. Od wyborów czerwcowych minęło już dziesięć lat. Czas zaciera w naszej pamięci tamte wydarzenia. Wielkość i waga spraw, które w tym dziesięcioleciu miały miejsce, również oddalają owe pierwsze chwile wolności. Warto je wspominać i przypominać, abyśmy wiedzieli, z jakim trudem Polacy budowali demokrację.
Wszystkim zwiedzającym tę wystawę chciałbym zostawić przesłanie – fragment mojego expose – „Pragniemy godnie żyć w suwerennym, demokratycznym i praworządnym państwie, które wszyscy – bez względu na światopogląd, ideowe i polityczne zróżnicowanie – mogliby uważać za państwo własne”.
Warszawa, 4 czerwca
„Gazeta Wyborcza” Zielona Góra nr 130, z 7 czerwca 1999.
Naszym zakładanym terminem wstąpienia do Unii jest przełom 2002 i 2003 r. Polskie stanowisko w tej kwestii jest niezmienne. Chcemy równocześnie upominać się stanowczo o sprawy naszego rolnictwa. To nie jest sprzeczne z tym, co mówił Jan Kułakowski. Myślę, że nasi partnerzy w Brukseli wiedzą, że sprawy rolnictwa traktujemy poważnie.
17 lipca
„Gazeta Wyborcza” nr 165, z 17 lipca 1999.
Polska nie może i nie chce pozostawić naszego rolnictwa na boku w negocjacjach z Unią Europejską. Ale z równą siłą chcemy podtrzymywać datę naszego wejścia do UE – 1 stycznia 2003 roku. Są dwa zadania: objęcie polskiego rolnictwa unijnym programem rolnym i ta data wejścia do UE. Walczymy o jedno i drugie.
„Gazeta Wyborcza” nr 165, z 17 lipca 1999.
Nie wolno dopuścić, by po przyjęciu Polski do Unii nasz rolnik traktowany był jako obywatel drugiej kategorii. A stałoby się tak, gdyby nasi rolnicy nie otrzymywali dopłat do produkcji, takich jakie otrzymują rolnicy unijni. Przy wejściu do Unii będziemy zobowiązani przyjąć ciężkie warunki, np. wymagające standardy weterynaryjne, ale ma to sens tylko wtedy, gdy będziemy mogli w pełni korzystać z dobrodziejstw unijnej polityki rolnej. Zrobimy wszystko, by nasze rolnictwo było gotowe 1 stycznia 2003 roku.
„Gazeta Wyborcza” nr 165, z 17 lipca 1999.
Nie rezygnujemy z planu wejścia do Unii w 2003 r. Rząd podtrzymuje tę datę. Wypowiedź min. Kułakowskiego oznacza tylko, że na finiszu negocjacji z Unią możemy stanąć wobec dylematu: czy podtrzymać datę, czy też zabezpieczyć interesy polskich rolników przez ich pełne uczestnictwo w tzw. unijnej Wspólnej Polityce Rolnej wraz z dostępem do związanych z tym wszystkich funduszy. Polska opinia publiczna powinna wiedzieć, że taka alternatywa może zostać postawiona przez Unię Europejską polskim negocjatorom. W żadnym razie wypowiedzi min. Kułakowskiego nie można interpretować jako sygnału, że Polska rezygnuje z przystąpienia do Unii wraz z osiągnięciem gotowości.
„Gazeta Wyborcza” nr 165, z 17 lipca 1999.
Kiedy przed 10 laty 12 września, a był to dzień tak samo piękny i słoneczny jak dziś, przedstawiałem w Sejmie program i skład rządu, miałem świadomość tej chwili i jej znaczenia. [...]
Przychodziliśmy z „Solidarności”, wielkiego ruchu społecznego, który od pamiętnego sierpnia 1980 r. upominał się o zasadniczą reformę państwa, o przywrócenie społeczeństwu podmiotowości, o podstawowe swobody i prawa obywatelskie. Przychodziliśmy z ruchu, którego determinacja i pokojowa walka toczona pod przewodnictwem Lecha Wałęsy do tej historycznej chwili doprowadziły [...]. Skład rządu, który został przeze mnie utworzony, odzwierciedlał wszystkie główne siły polityczne reprezentowane w parlamencie, wyłonione w czerwcowych wyborach z istotnym udziałem w tym rządzie także przedstawicieli PZPR, co oznaczało przejście w nowy okres historii kraju na mocy porozumienia i z gotowością wspólnego rozwiązywania problemów. Było rzeczą niełatwą, aby ludzie przychodzący z tak różnych stron umieli ze sobą współdziałać. Znaliśmy uwarunkowania tego układu i tego czasu. Główny wszakże ton i kierunek naszym działaniom nadawało wielkie oczekiwanie narodu na zasadnicze zmiany. Od pierwszej chwili byliśmy zdecydowani demontować elementy ustroju niedemokratycznego. Wiedzieliśmy również, że naszym zadaniem jest to, aby decyzje dotyczące państwa polskiego zapadały tylko i wyłącznie w Polsce. [...]
Można było żywić obawy, czy międzynarodowa koniunktura okaże się stabilna, czy nie nastąpi niekorzystny zwrot. Nikt wówczas nie mógł przewidzieć, jak ogromne tempo i głębokość osiągną zmiany w Europie Środkowej. Przemiany w Polsce wpłynęły na społeczeństwa sąsiednich krajów, zachęcając je do upomnienia się o prawo do wolności. [...]
Wokół oceny tego, co udało nam się wtedy w 1989 i 1990 r. zrobić, toczą się dziś spory. Nie chcę ich tu przywoływać. Niech ten dzisiejszy dzień będzie raczej dniem święta niż okazją do sporów. Święta, którego nam wtedy zabrakło.
[...]
Na koniec chciałbym zwrócić się do obecnej tu młodzieży i w ogóle do pokolenia już III Rzeczypospolitej. Chciałbym, aby data 12 września 1989 r. kojarzyła się wam z tym wszystkim, co było w tym trudnym, ale i pięknym czasie naprawdę wielkie. Mówił w czerwcu Ojciec Święty Jan Paweł II: „Mamy za co dziękować Panu Historii”.
Warszawa, 12 września
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 1999.
Uważamy, że proces dostosowawczy w zakresie legislacji przebiega dość wolno. Czy jako przewodniczący sejmowej komisji czuję się za to odpowiedzialny? W jakimś stopniu tak, ale to głównie sprawa rządu, że jest pewne opóźnienie. Będziemy naciskać na rząd, parlament czeka na projekty. Ale z opóźnienia nie robiłbym tragedii: wszystko jest do uzupełnienia.
„Gazeta Wyborcza” nr 241, z 14 października 1999.
Raport [Komisji Europejskiej] jest pozytywny w kategoriach ogólnych, ale krytyczny w szczegółach; taki słodko-kwaśny. Wskazuje na to, że Polska jest przyzwoicie zachowującym się krajem kandydackim i utrzymuje się w czołówce państw dążących do integracji. Ale to też wskazówka, by zwiększyć wysiłki w niektórych dziedzinach, zwłaszcza w dostosowaniu prawa.
Na pewno na niektóre elementy Raportu będziemy musieli odpowiedzieć Komisji „tak, ale”. To znaczy, że zgadzamy się z zarzutami, ale że oczekujemy też pomocy i jasnego stanowiska ze strony samej Unii. Na przykład nie nadążamy za standardami unijnymi w rolnictwie czy ochronie środowiska, ale z kolei Unia nie sprecyzowała dotąd zasad funkcjonowania programów pomocowych SAPARD i ISPA. Nie można zarzucać Polsce, że skoncentrowała się na czterech reformach, zapominając o dostosowywaniu prawa do wymogów unijnych. Reformy także służą przybliżeniu Polski do Unii i są podstawą dla przejmowania dorobku prawnego Wspólnoty.
ok. 14 października
„Gazeta Wyborcza” nr 241, z 14 października 1999.
Te wyniki [spadek poparcia społecznego dla wejścia do Unii Europejskiej] bardzo niepokoją. Jednocześnie wciąż rośnie liczba niezdecydowanych. To może oznaczać, że ludzie otrzymują informacje sprzeczne i nie wiedzą, czy być za, czy przeciw integracji. Wydaje mi się, że brakuje jasnego drogowskazu, być może przewodnika, który wyjaśni ludziom proces wchodzenia do Unii. Trzeba docierać zwłaszcza do społeczności lokalnych. Zacząłem już objazd województw, uczestniczę w konferencjach regionalnych „Zrozumieć negocjacje”. Wyjaśniam, jak sprostać wymaganiom Unii. Takich spotkań z udziałem także innych powinno być jak najwięcej.
19 października
„Gazeta Wyborcza” nr 245, z 19 października 1999.
Uderza mnie spore falowanie nastrojów społecznych pomiędzy czerwcem a październikiem '99. Nic strasznego się w tym czasie w stosunkach między Polską a Unią Europejską nie stało. Sądzę więc, że jest to skutek ogólnego pogorszenia się nastrojów społecznych w tym czasie. Wśród przeciwników integracji zwiększył się odsetek osób przekonanych, że wielkie reformy przeprowadzane ostatnio w Polsce są narzucane nam przez Unię. Ludzie ci nie dostrzegają, że te reformy Polska musiała wprowadzić, lecz obarczają Unię odpowiedzialnością za trudności, jakich doznali w związku z nimi.
Potrzebna jest nam lepsza, systematyczniejsza i bardziej zrównoważona polityka informacyjna i rządu, i samych mediów. Gdy niedawno media opisywały nasze stanowisko w sprawie sprzedaży ziemi cudzoziemcom [Polska chce 18-letniego okresu przejściowego na sprzedaż ziemi cudzoziemcom - red.] i stanowisko UE w tej sprawie, podawane to było tak, jakby Unia odrzuciła nasze stanowisko. A tymczasem i my, i Unia tylko określiliśmy nasze wyjściowe pozycje. Negocjacje w tej sprawie są przed nami. O tym trzeba precyzyjnie informować.
Z badań wynika, że zwiększyły się obawy przed integracją z Unią, ponieważ ludzie boją się gwałtownych zmian, a wiążą je z integracją. Tymczasem będzie to dokonywane stopniowo, nie szokowo. To też trzeba wyjaśniać.
19 października
„Gazeta Wyborcza” nr 245, z 19 października 1999.
To bardzo niepokojące wyniki [spadek poparcia dla wejścia Polski do Unii Europejskiej]. Nie tylko dlatego, że maleje poparcie dla integracji, ale i dlatego, że spada w grupach dotąd proeuropejskich. Widzimy też pewną dezorientację - świadczy o tym wzrost liczby niezdecydowanych. Wniosek: trzeba skuteczniej informować i przekonywać. Ludzie potrzebują wiedzy, co dla nich i ich dzieci oznacza przystąpienie do Unii. Wtedy mniej będzie obaw, a akceptacja stabilna i niezależna od emocji.
19 października
„Gazeta Wyborcza” nr 245, z 19 października 1999.
O gospodarkę mającą taki społeczny sens trzeba było w Polsce zdecydowanie walczyć, począwszy od 1989 r., i jeszcze bardziej trzeba walczyć teraz - z siłami demagogii, złej wiedzy i złej wiary, grupami interesu, politycznym egoizmem i krótkowzrocznością, które kierują się zasadą "im gorzej, tym lepiej".
Elementarnym tego warunkiem jest dalsze równoważenie finansów państwa, które umożliwi obniżkę stóp procentowych. Tylko w ten sposób możemy zmniejszać ryzyko załamania wzrostu gospodarczego, a więc i skoku bezrobocia. Przeciwstawianie budżetu interesom społecznym jest zawsze przejawem demagogii. W obecnych warunkach Polski jest to demagogia wyjątkowo nieodpowiedzialna.
Dla umocnienia wzrostu gospodarki trzeba również szybko i sprawnie prywatyzować pozostałą część sektora państwowego, poprawić prawną obsługę firm, zmniejszać podatkowe i biurokratyczne ciężary nałożone na przedsiębiorców.
8 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 90, z 15 kwietnia 2000.
Mówi się o niebezpieczeństwie utrwalania się podziału na dwie Polski: Polskę ludzi wygranych w procesie transformacji i Polskę ludzi porzuconych, zostawionych samym sobie.
[...] Nie potrzeba badań socjologicznych, by wiedzieć, że w Polsce istnieją strefy biedy i duże grupy ludzi, o których można powiedzieć, że nie są włączeni w proces cywilizacyjnego rozwoju. Nie potrzeba badań, by wiedzieć, jak jaskrawo odmienne szanse mają w nauce dzieci wiejskie czy dzieci z małych miast w stosunku do dzieci zamieszkałych w dużych ośrodkach.
Porzuceni czy wykluczeni u nas to efekt uboczny transformacji. Jednak problem wykluczenia czy marginalizacji słabszych związany jest z samym charakterem gospodarki wolnorynkowej czy - jak kto woli - kapitalizmu. Wraz z upadkiem komunizmu odeszliśmy od mitu, że istnieje idealny ustrój polityczny czy gospodarczy. Wiemy, że demokracja, zgodnie ze słynnym powiedzeniem Churchilla, jest złym ustrojem, ale nikt lepszego nie wymyślił. To samo - parafrazując - można by powiedzieć o kapitalizmie, czyli gospodarce wolnorynkowej. Dlatego i demokracja, i gospodarka rynkowa wymagają nieustannej korekty, bez której utrwalają się zagrożenia spójności społecznej mogące powodować nawet wybuchy. Inaczej mówiąc, między rozwojem gospodarczym a rozwojem społecznym istnieje współzależność. Może być ona złamana w ustroju dyktatorskim, który praktykuje wolnorynkową gospodarkę. W ustroju demokratycznym trzeba zaś nieustannie równoważyć aspekty gospodarcze i społeczne. Rynek nie reguluje wszystkiego.
[...]
Społeczna gospodarka rynkowa to gospodarka łącząca zasadę osobistej wolności wszystkich obywateli z odpowiedzialnością za powszechny dobrobyt. Bez korygowania nierówności szans nie jest możliwa spójność społeczna, a bez tego może dochodzić do groźnych wybuchów społecznych. Przede wszystkim chodzi o równość szans w zakresie oświaty, zdrowia, opieki zdrowotnej. Myślę również, że zwracanie uwagi na równoważenie problemów społecznych i gospodarczych może mieć w kraju transformacji, w kraju budującym nową etykę pracy i nową etykę pracodawców, wpływ na to, aby zasadą tej etyki była solidarność. Jest to, najogólniej mówiąc, gospodarka nazywana przez niektórych przyjazną ludziom.
8 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 90, z 15 kwietnia 2000.
My, premierzy...
...rządów Polski, Czech, Słowacji, Węgier oraz kanclerz federalny Republiki Federalnej Niemiec, zebrani w Gnieźnie u grobu św. Wojciecha tysiąc lat po spotkaniu cesarza Ottona III z Bolesławem Chrobrym,
Świadomi odpowiedzialności polityków za los Europy u progu XXI wieku,
Pomni historycznych doświadczeń naszych narodów i ich dążeń do zgłębiania prawdy o przeszłości i budowania przyszłości kontynentu europejskiego w oparciu o jedność wartości i celów,
Przekonani o niepodzielności Europy w dążeniu do zapewnienia jej bezpieczeństwa i stabilnego rozwoju,
Kierując się troską o dalszy rozwój wzajemnych relacji i stworzenie dogodnych warunków współdziałania państw i społeczeństw,
Powodowani dążeniem do znajdowania perspektywicznych odpowiedzi na dokonujące się w skali globalnej przeobrażenia,
Uroczyście deklarujemy, że będziemy
Współdziałać w dążeniu do urzeczywistniania aspiracji narodów i społeczeństw do życia w zjednoczonej Europie,
Wspólnie angażować się na rzecz budowy europejskiej przyszłości w poszanowaniu różnorodności kultur, narodowych tradycji i regionalnych odmienności,
Kierować się zasadą solidarności i ściśle współpracować w kształtowaniu rozwoju gospodarczego i życia społecznego w naszych krajach,
Solidarnie angażować się na rzecz rozwiązywania problemów międzynarodowych, obrony praw człowieka, zasad demokracji i praworządności oraz przeciwdziałać tworzeniu nowych podziałów kontynentu europejskiego,
Zdecydowanie przeciwstawiać się zagrożeniom, u podłoża których tkwią wojownicze nacjonalizmy, ksenofobia, rasizm i ideologie totalitarne.
Naszym wspólnym celem jest stworzenie Europy wolnych społeczeństw, żyjących w pokoju, bezpieczeństwie i dobrobycie.
Gniezno, 28 kwietnia
Jerzy Buzek, Mikulasz Dzurinda, Viktor Orban, Gerhard Schroeder, Milosz Zeman
„Gazeta Wyborcza” nr 101, z 29 kwietnia 2000.
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Polsce potrzebna jest reforma sądownictwa i prokuratury. Polsce potrzebna jest reforma edukacji. Stan polskich sądów i prokuratury nie zadowala dziś ani zwykłych ludzi, ani środowiska sędziowskiego i prokuratorskiego. Sądy muszą działać sprawniej, rzeczywisty dostęp do nich musi być łatwiejszy niż dziś.
Stan edukacji w Polsce jest w porównaniu z wieloma innymi krajami niekorzystny. Zbyt mało naszej młodzieży kończy szkołę średnią. Zdecydowanie zbyt mało wyższe uczelnie. Warunki pracy uczniów i nauczycieli nie są dobre.
Ten stan nie pozwoli nam sprostać wielkim wyzwaniom stojącym przed naszym krajem u progu XXI wieku. Dlatego kierowany przeze mnie rząd, stworzony przez Akcję Wyborczą Solidarność i Unię Wolności, przygotowuje zasadnicze reformy: systemu sądów i prokuratury oraz systemu edukacji.
Warszawa, ok. 29 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 101, z 29 kwietnia 2000.
Europie brakuje wizji i determinacji w sprawie jednoczenia się. [...] Dzięki zmianom zapoczątkowanym w Polsce w 1989 r. zakończył się podział Europy, runął berliński mur, ogromna większość państw Europy zwraca się ku tym samym wartościom demokratycznym. Ta Europa powinna skorzystać z szansy. Jednak bardzo wiele jest w niej egoizmu i krótkowzroczności. Tak trudno dostrzec dziś polityczną odwagę i determinację na miarę autorów planu Schumana. To jest największe rozczarowanie. Z niepokojem obserwujemy, że niektórzy europejscy politycy przestraszyli się własnej wizji. Podnoszone są koncepcje Europy dwóch prędkości-właśnie wtedy, kiedy mamy szansę na unikatowe w dziejowej skali zespolenie kontynentu. Wiedząc, jak bardzo Europa została wzbogacona przy każdym poprzednim poszerzeniu, postuluje się ucieczkę do przodu seniorów integracji, tworzenie europejskiej awangardy. Trudno zgodzić się z takim patrzeniem na przyszłość UE – mówił prezydent.
ok. 15 maja
„Gazeta Wyborcza” nr 112, z 15 maja 2000.
Polska nie jest pierwszym ani jedynym krajem, w którym popełnia się nadużycia i świństwa polityczne. Degrengolada elit to znamienne zjawisko współczesnej demokracji, a ja co najmniej od 1992 r. byłem na nie w swoim kraju dobrze przygotowany. Nie sądzę, żeby kuglarskie popisy naszych wspaniałych lustratorów moralności politycznej – z ich teczkami, kwitami, „Bolkami” i „Alkami” – mogły wstrząsnąć światem, chociaż mogą przy okazji osłabić naszą pozycję w jakichś negocjacjach, na przykład z Rosją albo Unią Europejską.
Nasz makiawelizm ojczysty jest grubymi nićmi szyty, bije w oczy absurdami, zalatuje na kilometr dziedzictwem po zbiesionych ubekach i na ogół potyka się w końcu o własne partactwo. Pewnie i tym razem tak się skończy. Chodzi jednak o coś ważniejszego. Postępowanie jednych wobec drugich w komunistycznej przeszłości, zrozumienie, zważenie, uznanie lub uchylenie odpowiedzialności, gąszcz problemów moralnych z tym związanych – to nie jest rzecz bez znaczenia dla naszego zbiorowego samopoczucia i przyszłego rozwoju. Jest to zarazem pole nietknięte żadną uczciwą penetracją, jakimkolwiek głębszym i sprawiedliwym namysłem. Na tym polu kłusują, jak dotąd, podejrzani zastawiacze wnyków, czatujący na swoich niewygodnych konkurentów w polityce lub karierze życiowej, dzięki czemu winowajcami komunistycznymi okazują się głównie ci, którzy komunizm obalili. Na przykład Wałęsa – kandydat na kłamcę lustracyjnego.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Lech Wałęsa jest postacią należącą do historii - Polski, Europy, świata. [...] Stawianie go pod pręgierzem odczuwam jako destrukcję Sierpnia i „Solidarności”. Co gorsza, dzieje się to właśnie teraz, gdy chcemy uroczyście obchodzić 20. rocznicę Porozumień Sierpniowych.
Lustracja miała być cywilizowana. Okoliczności, w jakich przebiega lustrowanie byłego prezydenta i w jakich przystąpiono do lustrowania obecnego prezydenta, potwierdzają racje tych, którzy wyrażali obawę, że sama ustawa nie zapewni uczciwej atmosfery procesu lustracyjnego. Mam nadzieję, że sąd wykaże, iż nie ma z tymi niepokojami nic wspólnego.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Trudno myśleć osobno o sprawach Lecha Wałęsy i Aleksandra Kwaśniewskiego – chociaż i postacie, i oskarżenia są różne. Łączy je to, że obie sprawy prowadzą do splugawienia polskiej demokracji i polskiego państwa. W przypadku Wałęsy obrzuca się błotem naszą walkę o wolność i jej odzyskanie. W przypadku Kwaśniewskiego plugawi się demokratyczne państwo oraz wolę większości Polaków.
Zwykle ubolewa się, że sprawa ta poniża Polskę w oczach świata. Owszem, takie manipulacje bardzo nas w świecie kompromitują. Ale znacznie gorsze jest to, że kompromitują one zasady demokracji i państwo w oczach jego własnych obywateli. Bowiem państwo najbardziej osłabia to, co wykopuje rów między nim a obywatelami. Z tego punktu widzenia szkodliwości tego, co dzieje się w Sądzie Lustracyjnym na oczach milionów Polaków, nie da się przecenić.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Czytam wszystko, co pojawia się w związku z lustracją Wałęsy. [...]
Nie ma wątpliwości, że nazwisko Wałęsy na zawsze będzie związane z wielką przemianą, do jakiej doszło nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach naszej części świata. Na napaści na Wałęsę i próby kompromitowania go patrzę ze wstydem.
1 sierpnia
„Gazeta Wyborcza” nr 178, z 1 sierpnia 2000.
Mija dwadzieścia lat, od zakończenia strajków i podpisania porozumień sierpniowych. 20 lat od narodzin Solidarności.
Tyle się od tego czasu w naszej Ojczyźnie i na świecie zmieniło, ale pamiętajmy, że początek tych zmian miał miejsce tu – za bramą Stoczni Gdańskiej. Stała się ona bramą do wolności – najpierw Polaków, a zaraz potem wszystkich narodów Europy Wschodniej. Bez polskiego Sierpnia nie runąłby Mur Berliński.
Polski Sierpień to przede wszystkim powszechny zryw i narodowa solidarność. To wielkie zwycięstwo, tym cenniejsze, że osiągnięte bez przemocy i bez ofiar. To zwycięstwo całego narodu, wszystkich polskich obywateli.
Ale jest to także zobowiązanie.
Pamięć Sierpnia i dziedzictwo Solidarności nakazują nam wszystkim współ-odczuwanie i współdziałanie dla „rzeczy pospolitej” – dobra wspólnego. Zaś nam politykom pamięć Solidarności nakazuje widzieć w sprawowaniu władzy służbę.
[...]
Zawsze wtedy będziemy wracać do Sierpnia - aby się uczyć wiary, mądrości i solidarności.
[...]
Chciałbym, aby 31 sierpnia stał się dla nas wszystkich świętem solidarności narodowej, świętem radości, świętem zwycięstwa. Mało jest takich radosnych świąt w polskim kalendarzu.
30 sierpnia
www.gazeta.pl nr 0, z 30 sierpnia 2000.
Atmosfera dzisiaj nie była najlepsza. Trochę to wszystko wymuszone, nadęte. Wiem, że stoczniowcom też to się nie podoba. 20 lat temu wierzyłem, że dojdziemy do wolności i demokracji. Marzyłem o Polsce, w której nie zapomni się o ludziach. Dziś mamy w Polsce trzy miliony bezrobotnych, a najbardziej brakuje nam solidarności.
„Gazeta Wyborcza” nr 202, z 30 sierpnia 2000.
Szanowni Państwo,
Rzeczpospolita Polska nie może zapomnieć o jej wiernych synach leżących na cmentarzach na wschód od naszych granic. Dlatego przypomnę, że jednym z naszych zobowiązań jest ustalenie i godne pochowanie wszystkich obywateli państwa polskiego zamordowanych, zamęczonych na terytorium byłego Związku Sowieckiego. Musimy poznać nazwiska żołnierzy, urzędników i cywili wywiezionych i zamęczonych w łagrach, obozach pracy i więzieniach sowieckich. Musimy, będziemy dochodzić prawdy, musimy, będziemy domagać się zadośćuczynienia. Mamy wolę przebaczyć, ale przede wszystkim mamy obowiązek pamiętać. My tutaj, w centrum i na wschodzie Europy, jesteśmy narodami złączonymi cierpieniem.
[...]
Cmentarz w Miednoje to miejsce, gdzie próbowano rozstrzelać etos bezstronnego, wiernego, wykształconego urzędnika i funkcjonariusza Państwa Polskiego. I dzisiaj to państwo wraz ze wszystkimi obywatelami staje nad ich mogiłą, pochylając głowy i prosząc Boga, żeby pomógł nam godnie wypełniać to, co oni zaczęli.
Bez takiej refleksji nie stworzymy państwa, z którego Polacy będą dumni. A możemy być przecież dumni z naszej tradycji, której częścią jest zawsze pamięć i opieka nad tymi, którzy dali nam siłę i wiarę do działania dla wspólnego dobra.
Charków, Katyń, Miednoje, polski tryptyk bólu i cierpienia. Chcielibyśmy, aby był tryptykiem pamięci narodów, pojednania na Wschodzie.
www.gazeta.pl, nr 0, z 3 września 2000.
[...] jak doskonale wiadomo, sam byłem poddany procedurze lustracyjnej, która trwała nie kilka tygodni, ale prawie pięć miesięcy. I mimo że próbowano wielokrotnie przekonać mnie, że są to zorganizowane działania polityczne, ani razu nie pozwoliłem sobie na zakwestionowanie sensu lustracji. Także w „Gazecie Wyborczej” mówiłem wówczas – „Lustracja jest koniecznością, tak jak konieczna jest przejrzystość intencji, prawdomówność, uczciwość polityków, członków rządu i parlamentu. Z doświadczeń przebija, że nie jest to narzędzie walki politycznej – to prawo równe dla wszystkich”.
Teraz powtórzę to samo – lustracja to Prawo. Każdy poddany działaniu Prawa może się zachowywać dowolnie. Jedni więc milczą, chociaż brutalne pomówienia mojej osoby i dla mnie, i dla moich bliskich były bardzo ciężkim doświadczeniem. Inni się skarżą, a jeszcze inni mówią o odwecie. Nie oceniam tego i nie komentuję.
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 2000.
Moi Drodzy :-)
Kiedy tak jak Wy chodziłem do szkoły, nie było jeszcze komputerów i Internetu. Dziś dzięki Internetowi Wy niezależnie od miejsca zamieszkania w jednej chwili docieracie do dowolnego miejsca na świecie, dowiadujecie się ciekawych rzeczy, rozmawiacie z innymi internautami.
Internet staje się także w Polsce jednym z najpopularniejszych środków komunikacji. Choć są i tacy, którzy mówią, że brakuje im szelestu rozcinanej koperty po otrzymaniu listu. Internet ma pomagać żyć, ale nie może zawładnąć nami do końca. Pamiętajcie - jest jeszcze książka, kino, teatr, trudna sztuka pisania listów.
Jestem pewien, że nie jest Wam obca siła i możliwości Internetu, wiecie, jak umiejętnie z niego korzystać. I dlatego napiszcie do mnie, co Wam daje Internet i w czym Wam pomaga. Ucieszę się też, jeśli zechcecie wysłać do mnie e-maila, w którym napiszecie o Waszych rodzinnych miejscowościach.
Dobrego internetowego roku szkolnego!
JERZY BUZEK :-)
„KOMPUTER” nr 37 dodatek do KOMPUTER nr 213, wydanie z 12 września 2000.
Rozumiem, że postępowanie lustracyjne może być bolesne. Sam byłem mu poddany. Osiągnięciem naszej demokracji jest jednak równość wobec prawa. Równość wszystkich obywateli, również tych zajmujących najważniejsze stanowiska w państwie. Szczególnie oni powinni zostać oczyszczeni z wszelkich podejrzeń.
Na szczęście dzisiaj decyzje znajdują się w rękach niezawisłego sądu. Rozstrzyga sąd, a nie grupy nacisku. Jestem przekonany, że i w tej sprawie wyrok będzie sprawiedliwy. Wierzę, że będzie on dla Pana Prezydenta pomyślny.
Warszawa, ok. 13 września
„Gazeta Wyborcza” nr 214, z 13 września 2000.
Panie Prezydencie, Pański sukces wyborczy w 1995 roku uważałem za wypadek na drodze do demokracji.
Styl walki wyborczej za niegodny.
Rodowód polityczny za dyskredytujący.
W ostatniej kampanii wyborczej pogląd ten publicznie został pokazany, potwierdzony i poszerzony.
Większość jednak Wyborców ma przeciwne zdanie, jest po Pańskiej stronie, za Pańskim stylem i utożsamia się z Pańskim rodowodem.
Na ten moment historyczny nie pozostaje mi nic innego, jak złożyć Panu i Pańskim Wyborcom gratulacje.
Gdańsk, 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 238, 11 października 2000.
Panie Prezydencie, Pański sukces wyborczy w 1995 roku uważałem za wypadek na drodze do demokracji.
Styl walki wyborczej za niegodny.
Rodowód polityczny za dyskredytujący.
W ostatniej kampanii wyborczej pogląd ten publicznie został pokazany, potwierdzony i poszerzony.
Większość jednak Wyborców ma przeciwne zdanie, jest po Pańskiej stronie, za Pańskim stylem i utożsamia się z Pańskim rodowodem.
Na ten moment historyczny nie pozostaje mi nic innego, jak złożyć Panu i Pańskim Wyborcom gratulacje.
Gdańsk, 8 października
„Gazeta Wyborcza” nr 238, 11 października 2000.
Proszę przyjąć gratulacje z okazji powierzenia Panu przez Naród godności Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Polskę i Polaków czekają w nadchodzących latach wielkie zadania: kontynuacja dzieła przebudowy rozpoczętego przed dziesięciu laty, doprowadzenie do końca reform ustrojowych zainicjowanych przez mój rząd, integracja z Unią Europejską, umocnienie bezpieczeństwa i pozycji Polski w świecie. Współdziałanie wszystkich sił społecznych i organów władzy ma dla osiągnięcia tych celów zasadnicze znaczenie.
Głęboko wierzę, że najbliższe lata będą pomyślne dla Polski, a współpraca Pana Prezydenta i mojego Rządu będzie służyć za wzór zgodnego i owocnego działania dla dobra Rzeczypospolitej.
Warszawa, 13 października
„Gazeta Wyborcza” nr 240, z 13 października 2000.
W ciągu ostatniej dekady dokonywał się [...] proces wchodzenia naszych krajów do instytucji europejskich. Nie był to powrót do Europy, ponieważ duchowo byliśmy w niej zawsze, lecz proces poszerzania tych instytucji. Najważniejszym jego składnikiem jest dziś wejście naszych państw do Unii Europejskiej. Nie jest to tylko - jak często się mówi - proces rozszerzenia Unii na Wschód, lecz proces odbudowy jedności europejskiej. Po zakończeniu militarnego i politycznego podziału Europy jest to proces przezwyciężania różnic cywilizacyjnego rozwoju, otwierający i naszym krajom, i całej Europie nową szansę.
Debata dotycząca wizji przyszłości Unii, jaka się dziś toczy, ma wielką wagę. Powstaje pytanie: czy idziemy ku nowemu superpaństwu – co w Europie wydaje się niemożliwe - czy też jest to zupełnie nowy, wytworzony w Europie rodzaj współdziałania państw i społeczeństw, którego charakteru nie potrafimy jeszcze zdefiniować. Unia potrzebuje zapewnienia większej skuteczności swym instytucjom, ale rozwijała się ona pragmatycznie, i tak zapewne pozostanie. Zróżnicowanie krajów europejskich, ich tradycji i zainteresowań mogą pozostać nie słabością, ale bogactwem tego związku państw i społeczeństw.
Unia Europejska, nawet po wejściu do niej naszych krajów, nie obejmie całej Europy od Atlantyku po Ural. Procesy demokratyzujące Rosję czy utrwalające państwowość Ukrainy będą miały istotne znaczenie dla przyszłego obrazu całej Europy. Wedle określenia Papieża Europa oddychać musi swymi obydwoma płucami - zachodnim i wschodnim. Ma to doniosłe znaczenie tak dla jej duchowego rozwoju, jak i dla stabilizacji pokoju i demokracji.
Rzym, 25 listopada
„Gazeta Wyborcza” nr 293, z 16 grudnia 2000.